czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział pierwszy - Odrzutowa przyjaźń

Był początek maja, a pogoda wydawała się być w dalekiej przyszłości, gdy nad Lumoise wisiały chmury deszczowe. Chłód dawał wyraźnie znać o swojej obecności przyprawiając o niemiłe dreszcze. Byłem jednak mocno zdeterminowany, aby nie stracić w oczach szefa z trudem wyrobionego szacunku przez małą błahostkę. Jego zdanie należało dla mnie do rzeczy świętych.
Pogoda nadal nie uległa zmianie nawet, kiedy przeszliśmy spory odcinek drogi. Gwiazdy świeciły na niebie niczym małe świetliki przyklejone do granatowego materiału, a wielki srebrny księżyc rzucał światło na naszą grupę, kiedy przemieszczaliśmy się bezszelestnie pomiędzy zaułkami. Nie należało to do najprzyjemniejszych miejsc, ale dawało odpowiednią przykrywkę przed wrogiem oraz niepotrzebną parą oczu przypadkowych przechodniów. Ci drudzy zapewne nigdy nie weszliby w środku nocy do strasznego, śmierdzącego zaułka.
Po długiej drodze w końcu doszliśmy do upragnionego budynku. Większość grupy poszła wypełnić wcześniej zlecone zadanie. Zostałem tylko ja, szef oraz kilka przydupasów służących jako ekipa chroniąca.
Popatrzyłem na szefa z wyraźną dozą szacunku. W świetle księżyca wyglądał na jeszcze bardziej groźniejszego niż zwykle. Przybrał poważny wyraz twarzy oraz patrzył na mnie swoim chłodnym, bezlitosnym wzrokiem mówiącym jasno o powadze sytuacji. Wziąłem głęboki wdech, wyprostowałem się i spojrzałem w oczy szefa z ogromnym zdeterminowaniem. Dobrze wiedziałem, że mnie testuję utrzymując kontakt wzrokowy. Byłem przygotowany na tą okazję i z nie małą łatwością udawało zatrzymać mi się strach tylko wewnątrz. Z takimi umiejętnościami mógłbym zostać niezłym aktorem.
Po minucie mierzenia się obojętnymi spojrzeniami, które wydawały mi się wieczną męczarnią, szef przybrał jeszcze surowszy wyraz twarzy. Takiego strasznego widziałem go po raz ostatni, kiedy jeden z moich kumpli nie wypełnił dobrze zadania. Później słuch o nim zaginął.
- Uczniu numer siedem. - zwrócił się do mnie swoim niskim głosem. Z tym tonem mógłby podkładać lektor w dobrym horrorze. - Nadszedł twój czas.
 U nas w tajnej organizacji nie zwracano się do nas po imieniu ze względu na wyznaczoną hierarchię. Starsi uważają, że mistrzowie nie mogą nawiązywać więzi z uczniami. W ten sposób uczą się szacunku oraz surowej dyscypliny. Nie istnieje coś takiego jak okazywanie uczuć. Uczucia są dla słabeuszy.
Zostałem siódmym uczniem szefa. Pozostała szóstka to zwykłe przydupasy nie mogące osiągnąć wyznaczonego poziomu wyznaczonego przez mistrza. Teraz nadszedł mój czas na udowodnienie swoich zdolności, sprytu, gry aktorskiej oraz uroku. Tego ostatniego nie muszę okazywać, ponieważ gdziekolwiek bym nie był wszystkie dziewczyny moje.
Wróciłem szybko do rzeczywistości, kiedy szef zaczął chodzić wokół mnie. Nie mogłem się odwrócić ani nawet podrapać swędzącego nosa. Ten test już trwa.
- Dzisiaj jest twój wielki dzień. - wyszeptał mi do ucha. Ciarki przeszły mi po plecach, a serce zabiło mocniej ze strachu. Nos przeżywał prawdziwe katusze. Szef mógłby czasem umyć zęby albo zjeść kilka opakowań miętówek. - Od tej misji zależy całe twoje życie oraz mój autorytet. Pamiętasz swój plan?
- Tak . - odpowiedziałem pewnym tonem.
- Mam nadzieję. - oznajmił. - Skontaktujemy się z Tobą po pewnym czasie.
- Dobrze.
- Nie zawiedź mnie.
Po tych słowach szef oraz jego przydupasy rozpłynęli się w powietrzu zostawiając mnie samego przed dobrze mi znanym budynkiem. Spojrzałem na znajomą budowlę z pewną nutką nostalgii.
- Misję czas zacząć.

Laura

- Bardzo panią przepraszam. - mówiłam jak najęta. - Nie chciałam pani staranować. Po prostu się śpieszę. - tłumaczyłam.
Chciałam jak najszybciej ominąć gadek o niewychowanej młodzieży, baku kultury, moralnym upadku i innych rzeczy na temat nieidealnego młodego pokolenia. A cała ta afera o rozerwaną reklamówkę, która była przepełniona po brzegi soczystymi jabłkami. Zebrałam wszystkie owoce zanim minęły przysłowiowe pięć sekund zanim staruszka otworzyła usta ze słowami przekleństw.
- Ta dzisiejsza młodzież. Wiecznie się, gdzieś śpieszą.
Z tymi ostatnimi słowami mogłam się zgodzić z moherową damą. Spieszyłam się jak nigdy w życiu. Chciałam jak najszybciej odebrać swojego pierwszego Pokemona i zacząć wymarzoną podróż.
Westchnęłam z wyraźną ulgą, kiedy zobaczyłam znajomy budynek - laboratorium badawcze wujka Sycamore. Mój ulubiony profesor należący do mojej rodzinki był szalonym mężczyzną. Ma świra na punkcie badań na temat Mega Ewolucji oraz relacji pomiędzy trenerem a Pokemonem. Swoim entuzjazmem i miłością do tych stworków zaraził jedyną najukochańszą, najcudowniejszą i najpiękniejszą bratanicę. W ten oto sposób dwójka dziwaków - ja i wujek - spędzaliśmy godzinami w laboratorium omawiając najróżniejsze tematy o uroczych stworkach. Od razu widać, że płynie we mnie ta sama krew.
- Cześć wujku. - przywitałam się. Zamknęłam oczy i rozłożyłam ręce czekając na porządnego misia ze strony profesora. Nie widziałam się z min prawie tydzień i liczyłam skrycie na trochę czułości ze strony bliskiej osoby. Niestety przez dłuższy czas nie doznałam żadnej reakcji.
- Wujku? - szukałam go.
Dopiero przechodząc obok miejsca nazywanego przez mnie szklarnią, ponieważ z wyglądu przypominała olbrzymi domek na roślinki z małym szczegółem, że zamiast drzewek i kwiatków były małe Pokemony zauważyłam podejrzane osoby.
Dwójka nastolatków bezkarnie zamykała biedne, małe stworki mieszkające w szklarni do ciasnych klatek. Gotowała się we mnie złość widząc tych złodziei. Z miną Jigglypuffa weszłam do zielonego raju dla Pokemonów. Wtedy bliżej poznałam sprawców tego zamieszania.
Czerwonowłosa dziewczyna o cerze bladszej niż opalona pupa niemowlaka z wielkim uśmiechem na twarzy pakowała niewinnego Weedla do klatki. Jej czerwonokrwista szminka idealnie komponowała się z żółtymi zębami konia. Miała jasnoniebieskie oczy. Ubrana była w czarny kombinezon z czerwoną literą "R" na klatce piersiowej.
Jej kolega po fachu wydawał się znudzony całą sytuacją. Jego ciemnozielone włosy były w całkowitym nieładzie. Wzrok miał skupiony na niewidocznym celu. Jakbym widziała jeden z filmików z Skitty bojących się ogórków. Ten widząc olśniewającą dziewczynę mając na sobie normalny strój widocznie się pobudził.
- Stójcie! - krzyknęłam. W duszy biłam sobie brawo za dobranie idealnego słowa groźby. Przecież on stali.
- W takim razie lecimy. - oznajmił nastolatek. 
Mały odrzutowiec pojawił się nad laboratorium profesora Sycamore powodując nagły atak paniki Pokemonów. Nastolatka zdenerwowana nieznośnym hałasem małych stworzeń kopnęła mocno jedną z klatek. Ta potoczyła się parę metrów rozluźniając zawiasy. Wydostała się z niej niebieska żabka z zabójczym nastawieniem do wroga.
- Brawo, Agnes. - powiedział sarkastycznie chłopak. - Nasz największy wysiłek na złapanie tego gada poszedł na marne.
- Jedna żaba mniej. -  machnęła lekceważąco ręką. - Nikt nie zwróci uwagi. Wszyscy będą zachwyceni resztą łupu.
- Nie pozwolę wam. - oznajmiłam z groźną postawą. - Wyjdziecie z stąd bez żadnego Pokemona.
- Zobaczymy ślicznotko. - uśmiechnął się szyderczo nastolatek. Wyciągnął z kieszeni kombinezonu małe kluczyki. Przycisną czerwony guzik.
Odrzutowiec wybił szklany sufit. Kawałki szkła zaczęły spadać do środka niczym intensywny deszcz. Musiałam schować się w korytarzu przed niebezpiecznymi odłamkami. Miałam nadzieję, że wodnemu starterowi nic się nie stało. 
Statek lądując bezpiecznie na trawie wydawał ogromny hałas i stwarzał wściekły podmuch wiatru. Przebywanie obok tej maszyny wydawało się dużym wyzwaniem. Na dwójce złodziejów nie robiło to najmniejszego wrażenia. Tył odrzutowca otworzył się ukazując podest do pokonania. Dla nastolatka nie stanowiło to problemu. Nacisnął kolejny przycisk na swoich magicznych kluczykach, a klatki z Pokemonami zaczęły lewitować nad ziemią. Można było je pchać niczym wózku w większych spożywczakach.
Wpadłam na genialny pomysł. Potrzebowałam tylko odpowiedniego momentu, w którym wykazałabym się swoim niezwykłym sprytem ninja, szybkością oraz gracją. Ta chwila nadeszła wraz ze startem maszyny. Niczym zawodowy biegacz pomknęłam do odrzutowca w ostatnim momencie łapiąc się automatycznych drzwi zamykających pokład. Zjechałam po nich jak na zjeżdżalni. 
Wszystkie Pokemony były uwięzione w klatkach przypiętych specjalnymi pasami bezpieczeństwa. Stworki za wszelką cenę próbowały się wydostać z ciasnych więzień przez drapanie krat, smutne spojrzenia czy wydawane jęki cierpienia łapiące za serce. Zmierzałam wydostać biedne Pokemony, ale najpierw chciałam zapewnić im bezpieczne lądowanie przez zdobycie steru.
Maszyna próbowała wylecieć ze szklarni przez wytworzoną dziurę nie uszkadzając skrzydeł. Ta czynność wymagała niezłych umiejętności oraz dużej cierpliwości, czyli coś czego nie posiadali złodzieje. To była moja życiowa szansa.
Wyrwałam z podłogi płytę, gdzie znajdowały się kable zapewniające sterowanie statkiem. Chciałam przeciąć, któreś z nich. Widziałam tysiące razy takie sytuacje w filmach, ale nigdy nie przypuszczałabym, że to należy do stresujących zadań. Miałam przed sobą kilka kolorowych kabelków. Przecięcie odpowiedniego zapewniało wyłączenie zasilania.
- Cholera. - przeklęła dziewczyna. -Wredna... paskudna... żaba!
Jej głos słyszałam coraz wyraźniej. Ciężkie kroki odbijały się echem po statku powodując nagły zgiełk wśród Pokemonów. Nagle metalowe drzwi wypadły z zawiasów razem ze złodziejką. Swoim wielkim wejściem otworzyła podest dając szansę ucieczki mieszkańcom laboratorium. Nastolatka była poobijana jakby stoczyła walkę z prawdziwym potworem. Spojrzałam na miejsce, gdzie wcześniej znajdowały się drzwi. Ujrzałam w nich wodnego startera, który prezentował swoją siłę. Brakowało mu tylko rajstop, majtek, peleryny oraz tłumu wielbiących go przedstawicielek płci żeńskiej. Byłby niczym prawdziwy bohater.
Zaczęłam otwierać klatki wypuszczając wszystkie stworki. Niebieski superbohater obserwował bacznie każdy mój ruch. Kiedy ostatni Pokemon zaznał smak wolności wydarzyło się coś okropnego. Odrzutowiec gwałtownie wystartował uniemożliwiając mi wyskoczenie z  bezpiecznej wysokości. Zaczął wznosić się coraz wyżej powodując straszne turbulencje. Z powodu otwartego włazu czułam na skórze całą prędkość. Chwyciłam się mocno jednego z pasów bezpieczeństwa. Dokładnie widziałam laboratorium wujka, które z każdą sekundą stawało się tylko małym punkcikiem na wielkiej przestrzeni.
Zobaczyłam małą żabkę dzielnie trzymającą się krawędzi w podłodze po wyciągniętym przeze mnie panelu. Lada chwila straci podporę i spadnie na ziemię z niebywałą prędkością. Poczułam, że tracę grunt pod nogami. Odrzutowiec przybrał pionowy kierunek lotu. Z całtch sił trzymałam się pasa, aż knykcie zbielały mi z wysiłku. Nogi bezwładnie zwisały nad całą ziemią. Żaba była na tyle zręczna, aby doskoczyć na brzeg klatki. Patrzył na mnie opanowanym wzrokiem jakby chciał dodać otuchy.
Usłyszałam podejrzany hałas z góry. Z kabiny pilota wydobywała się ciemna chmura dymu. Elektryczność zaczęła się buntować. Małe płomyki powoli pochłaniały maszynę. 
Nastolatek w czarnym kombinezonie oraz specjalnej masce gazowej zamierzał skoczyć w otchłań bez żadnego spadochronu. W prawej ręce trzymał Pokeball z stworkiem mającym uratować go przed zgubą. Wtedy zauważył mnie. Wziął rozbieg, wyskoczył przez otwór, w którym wcześniej były drzwi wyważone przez jego wspólniczkę, odbił się od jednej z klatek i zderzył się ze mną. Pod wpływem nacisku straciłam czucie w rękach. Prawie spadłam, ale chłopak w ostatniej chwili chwycił moją dłoń. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam, aby znowu nie przeżyć krótkiego zawału. Przypomniałam sobie o wodnym starterze kryjącym się w jednej z klatek. Nastolatek widocznie też go zauważył.
- Musisz go złapać. - wykrzyczał. - On ci ufa. Nie bój się. Cały czas mocno cię trzymam.
Słowa wypowiedziane przez chłopaka dodały mi porządnego zastrzyka odwagi. Wystawiłam lewą rękę najdalej jak potrafiłam i posłałam żabce spojrzenie przepełnione nadzieją. Pokemon nie wahał się nawet chwili. Wyskoczył wysoko i wystawił łapki w celu złapania mnie za wolną rękę. Brakowało tylko kilku centymetrów, aby żabka znalazła się w moich ramionach. Do końca życia nie zapomnę tego wzroku przepełnionego zaufaniem. To nie mogło się tak skończyć!
To co za chwilę miałam zrobić to prawdziwe samobójstwo. Wiedziałam, że zrobię słuszną rzecz. Chciałam tylko na pożegnanie podziękować miłemu chłopakowi, który okazał się bohaterem.
Popatrzyłam mu głęboko w oczy. Jeszcze nie otrząsł się z faktu, że Pokemon wyleciał z odrzutowca. Ściągnęłam mu maskę i obdarowałam krótkim pocałunkiem. Chłopak odwzajemnił gest rozluźniając lekko ramiona. To był mój moment. Wydostałam się z jego objęć.
Uratowałam Pokemony mojego wujka, pożegnałam się z najbliższymi, przeżyłam swój pierwszy pocałunek z chłopakiem, którego imię pozostanie tajemnicą... mogę spokojnie odejść z tego świata.... żartuję! Muszę jeszcze uratować małą żabę, która okazała się być bohaterem bez umiejętności latania. Jak już chciałabym stracić życie to ze swoim pierwszym Pokemonem.
Niezwykła prędkość dawała niesamowite uczucie - ogromną radość oraz możliwość przenoszenia gór. Złapałam wodnego startera w locie. Przytuliłam go mocno do siebie. Z każdą sekundą przybierałam coraz większą prędkość. W pewnym momenie myślałam, że mózg płata mi figle. Widziałam pomarańczową kulę lecącą w moim kierunku. Zakryłam twarz w celu uniknięcia nieznośnej jasności. Poczułam przyjemne ciepło znajomego ciała.
- Garchomp. - ucieszyłam się widząc wielkiego smoka wujka. - Jak dobrze cię widzieć. - przytuliłam się do Pokemona.
On bezpiecznie sprowadził mnie w objęcia profesora. Przez dłuższy czas pozostałam w stabilnym schronie, którym były silne ramiona wujka. 
- Tak się o ciebie martwiłem. - wyznał całując mnie w głowę. Poczułam się jak mała dziewczynka rozchwytywana przez najbliższe osoby. Wtedy przypomniałam sobie o wodnym starterze tracącym powietrze przez nagłą falę czułości.
- Przepraszam mały. - postawiłam go na ziemi. Obdarzył mnie wyzywającym wzrokiem. Chyba uraziłam jego męską dumę.
Zdałam sobie sprawę, że mój wyczyn zaciekawił lokalne media. Blask fleszów, miliony pytań oraz natrętni reporterzy chcieli wiedzieć jak najwięcej szczegółów. Żabka spłoszona wkurzającym tłumem dziennikarzy weszła do środka budynku laboratorium.
- Co pani zamierza teraz zrobić? - usłyszałam jedno z najmądrzejszych pytań z ust dobrze mi znanej reporterki. Młoda kobieta zaczęła swoją pracę w stacji Kalos24 niecały miesiąc temu, a już osiągnęła niebywały sukces zawodowy oraz przyniosła zysk upadającej stacji. Podziwiałam ją za wolę walki i niezwykłą ambicję.
- Scarlett. - przywitałam się. - Zamierzam wyruszyć w swoją podróż. Widzimy się za kilka miesięcy w finale Ligi Kalos.
Tymi słowami zakończyłam wywiad wchodząc z wujkiem do środka i zostawiając tłum natrętnych dziennikarzy ze wściekłym Garchompem.
- Jesteś już taka duża. - wzruszył się. - Czas tak szybko leci.
Wujek pogrążył się we wspomnieniach z przeszłości.
- Mam siedemnaście lat. Kiedyś trzeba zacząć własną podróż.
- Prawie siedemnaście. - poprawił mnie. Wyciągnął z kieszeni fartucha pięć Pokeballi oraz Pokedex. - Czekają na ciebie od dawna. Kiedy dwójka nastolatków zamknęła mnie w schowku.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie niedoszłych bandytów. Miałam nadzieję, że nic się nie stało tajemniczemu chłopakowi.
- Co się stało z tamtą dziewczyną? - zaciekawiłam się.
- Uciekła razem ze swoim wspólnikiem. - wyznał. - Nie przejmuj się nimi. Policja szybko złapie młodych przestępców.
- Tak.
- Wydaję mi się, że wybrałaś już swojego Pokemona.
- Oczywiście. - spojrzałam na żabę. Wydawał się być nieobecny. Pewnie przeżywał jeszcze niebezpieczny lot. Skorzystałam z sytuacji i skierowałam na niego Pokedex


Froakie - pokemon niebieska żaba. Wodny starter w regionie Kalos. Na jego plecach znajdują się Frąbeliki umożliwiające mu znieruchomienie wroga. Jest bardzo szybkim oraz zwinnym stworkiem.

- Przystojniaku. - zwróciłam się do stworka. Na moje zdziwienie zareagował na zawołanie. - Chciałbyś zostać moim towarzyszem, bohaterem, najlepszym przyjacielem i miłością życia?
Na ostatnią propozycję zareagował ze skwaszoną miną, ale zgodził się pozostać moim Pokemonem podsuwając czerwono-białą kulę pod nogi.
- Musimy ci wymyślić jakieś fajne imię. - stwierdziłam. - Bohater odpada, ponieważ nie umiesz latać. Przystojniak również. - popatrzył na mnie krzywo. Widocznie spodobało mu się to imię. - Wyobraź sobie, że wołam cię. Wszyscy kolesie zaczęliby się za mną oglądać myśląc, że podrywam jednego z nich.
Jego oczy zaczęły przypominać wzrok nieuchwytnego ninja. To podsunęło mi idealny pomysł.
- Ninja. - powiedziałam. - Tak będziesz się nazywał.
Froakie był zadowolony ze swojego imienia.
- Na nas już czas. - przypomniałam sobie sprawdzając godzinę. - Przygoda czeka.
Pokemon wskoczył mi na ramię. Wybiegłam razem z nowym przyjacielem w stronę nadchodzących przygód. Pierwsza odznaka czeka na mnie w mieście Santalune.


Hej :)
Jak podoba się wam rozdział?





12 komentarzy:

  1. Cześć!
    Będę pierwszy, ale super :D
    Początek całkiem niezły, bardzo enigmatyczny. Ciekaw jestem cóż to za organizacja. Niestety nie ogarniam Kalos, więc nie wiem co tam za team działa. Przyznaję, że całkiem fajnie piszesz i nie brakuje Ci słów! Co mnie zabolało, to że w pewnym momencie zrobiło się trochę chaotycznie i trzeba było trochę się natrudzić, żeby ogarnąć akcję(dużo wątków w krótkim opisie).

    Laura to urodzona gwiazda, której póki co wszystko się udaje. Czekam na kolejne jej odlotowe przygody :P
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) bardzo dziękuję za komentarz. Muszę przyznać, że dość chaotycznie zaczęłam swoją historię, ale w przyszłości postaram się pisać lepiej z jednym, głównym wątkiem ;)

      Usuń
  2. Cześć ;)
    W pierwszym rozdziale pokazałaś, że potrafisz robić bardzo barwne i przejrzyste opisy, dobra robota to na pewno będzie jeden z aspektów który być może przyciągnie czytelników. Ciekawie się zaczęło, bo nie od razu od poczynań głównej bohaterki tylko o jakiejś tajemniczej organizacji, jeśli dobrze pociągniesz ten wątek to może w przyszłości być niezła historia. Jednak tak jak Kyle wyżej, zauważył, że w pewnym momencie robi się chaotycznie to może trochę boleć, no bo na przykład ja akcji ze środka rozdziału w ogóle nie pamiętam (Nagle jakiś chłopak buzi buzi z bohaterką, a ja się zastanawiam skąd on się wziął xD). Opcje są dwie albo było to niezbyt dobrze przedstawione, albo po prostu przez to, że zmęczenie przeszkodziło mi w skupieniu się na czytaniu (bardzo prawdopodobne) więc z góry przepraszam, bo do końca nie wiem jak to było. Wiem, że nie powinienem czytać o złych porach, ale mimo to wolałem to przeczytać teraz niż później. W momencie kiedy wspomniałaś o telewizji i innych tego typu rzeczach myślałem, że był to sen głównej bohaterki i po prostu za chwilę się obudzi ^^. Gratuluję udanego startu, oczywiście dodaje Cię do polecanych tak jak zapowiedziałem. Powodzenia w dalszym pisaniu i zawsze zostawiaj cząstkę serca w swojej pracy, bo wtedy powinnaś być naprawdę usatysfakcjonowana :). Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) dziękuję bardzo za cudowną radę. Zawsze postaram się wkładać serce w swoje opowiadanie. W kolejnym rozdziale zamierzam bardziej skupić się na głównym wątku i mniej chaotycznych opisach :)

      Usuń
  3. Hej!
    Nareszcie tu dotarłam! Trochę mi zabrało to pisanie rozdziału u siebie, ale w końcu skończyłam! Ciekawie się zapowiada... Z tego co wiem organizacja działająca na terenie, czyli Team Flare nie ma jaku znaku R. Czyżby mielibyśmy tu do czynienia Team Rocket? No wydaje mi się, że nie ma raczej inne opcji skoro chodząc w czarnych kombinezonach z czerwoną literą R... W pewnym momencie jak już ci to trójka osób napisała zrobiło się dosyć chaotycznie, ale z czasem wyrobi się w pisaniu podobnie z resztą jak ja. Widzę z resztą, że nie jestem jedyną, którą pociągają ci źli i tajemnicy chłopacy. Nie wiesz jak bardzo się cieszę, że nie jestem już jedyna, która nazywa Pokemony w opowiadaniach. To taki mój mały tik nerwowy... No nic mam nadzieję, że Ninja będzie dobrym kompanem podróży. Zaraz dodam twojego bloga do polecanych i mam nadzieję, że popisz go długo. Tak poza tym pozdrów wujka i powiedz mu, że ta mała pierdoła jakoś się trzyma :P Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarz ;) lubię tajemniczych i złych chłopców... są sexi :) spoko poprawię swój chaotyczny styl pisania. Nadawanie imion Pokemon jest ekstra :) dzięki temu wzmacniasz więź między trenerem a podopiecznym. Widocznie obie jesteśmy wariatkami :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam serdecznie :)
    Muszę powiedzieć, że czuję się nieco zazdrosny, bo naprawdę ciekawie wszystko opisałaś. Ja nie jestem aż tak dobry w opisach, lepiej mi bowiem idzie opisywanie uczuć oraz dialogów czy też scen walki. Tak czy siak naprawdę podobał mi się ten rozdział i widać, że masz potencjał i to wielki. Szkoda co prawda, iż te opowiadania są o kimś zupełnie nieznanym, ale może właśnie tak powinno być? Ze znajomych postaci pojawił się tylko profesor Augustine Sycamore. Już miałem nadzieję, że ci złodzieje Pokemonów to nasi starzy znajomi, Zespół R, ale widzę, iż postanowiłaś postawić na nowatorskość. W sumie to chyba nawet lepiej. Coś mi jednak mówi, że bandyci z początku opowiadanie to jest znana nam doskonale organizacja Rocket, która niejeden raz już dała się we znaki bohaterom świata Pokemonów :) Pierwszy rozdział i już mamy niesamowitą scenę walki, która połączyła ze sobą Laurę i jej Froakiego. Choć dziwnym trafem przypomina mi pierwszą przygodę Asha w Kalos, jak uratował Lumiose przed Garchoumpem, ale cóż... Musiałaś mieć inspirację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      No troszeczkę wzorowałam się na spotkaniu Ash z Froakiem i Garchompem

      Usuń
  6. Też sobie przeczytałem i muszę powiedzieć,ze jest to świetne. Cudowne opisy bardzo i się podobają. Widzę że tak jak ja kiedyś pisałem jest więcej opisów sytuacji i otoczenia niż dialogów i takie właśnie też lubię. Innym może ten chaotyzm przeszkadzał, ale mnie zachwycił. Fakt trzeba było się wczytać, ale o tez chodzi. Bohaterka jest narratorką i wygląda jakby wszystko od razu opowiadała dzięki czemu jest to uzasadnione. Początek przyciąga uwagę i interesuje mnie jak to się rozwinie. Wątek ucznia i mistrza. Kolejne plusy to że to nie region Kanto (bardzo dobrze bo to już nudne się robi) a Kalos. Innym jest to że nie ma Asha i bohaterów anime (nie samym Ashem Pokemony żyją). Ciekawa jest ta organizacja. Fajnie by było jakby to miało być coś nowego a nie Rockeci jakaś wymyślona. Można? Oczywiście że można. Nic czekam na kolejne, a ten fik już ląduje na trzecim miejscu moich ulubionych opowiadań o Pokemonach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :3. Cieszę się, że opowiadanie się podoba ;).

      Usuń
  7. Zaprosiłaś więc jestem! Bardzo mi się u Ciebie podoba. Barwne opisy i przemyślane dialogi robią wrażenie. W ogóle pomysł na tę historię jest super. Rzeczywiście rozdział może jest trochę chaotyczny, ale fajnie, że zaczynasz od czegoś tak nieoczywistego jak ta tajemnicza organizacja. Postaram się nadrobić zaległości, a tymczasem życzę Ci weny! Informuj mnie o nowościach! Pozdrawiam! 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Swietnie, że mnie odwiedzilaś.

      Usuń