piątek, 14 października 2016

Rozdział siódmy część druga - Przyjaźń na zawsze

Laura

- Nie! Ninja! Nie kupię ci lodów czekoladowych! - wrzasnęłam na podopiecznego, kiedy próbował wymusić ode mnie piątą gałkę przepysznego deseru. Chwycił się desperacko wózka z lodami trzymając się przednimi łapkami z nikłym zamiarem odejścia bez lodowego przysmaku. Ciągnęłam go za tylne kończyny próbując wybić głupi pomysł mojemu starterowi. 
Sprzedawczyni patrzyła na nas z politowaniem. Pewnie swoim zachowaniem odstraszaliśmy jej potencjalnych klientów oraz zwracaliśmy szczególną uwagę na siebie wielu przechodniów myśląc, że jakaś zła matka nie pozwala kupić własnemu synkowi lodów.
- Fro..kie. - jęczał.
Zaczerwieniłam się ze wstydu. Fennekin popatrzyła obojętnym wzrokiem na Froakiego. Z wyraźną niechęcią i poświęceniem wskoczyła mi na ramię po czym bez żadnego ostrzeżenia dmuchnęła w niego niewielkim płomieniem ognia. Ninjy skurczyły się źrenice. Wyskoczył wysoko trzymając się za kuperek, z którego wydobywał się dym spowodowany wcześniejszym kontaktem z ogniem. Przeraźliwy pisk rozniósł się po całym Olivine powodując całkowite osłupienie wśród przechodniów. Fraokie wskoczył do najbliższej fontanny i z wyraźną ulgą wypisaną na buzi odetchnął po bolesnym wstrząsie.
- Megan. - obdarzyłam ją piorunującym wzrokiem. Jednak nie wyszedł mi z powodu zachowanie Ninjy. Byłam bliska wybuchnięcia śmiechu. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Fennekin. - wytłumaczyła odwracając oskarżycielsko o głowę oznajmiając, że nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać ze mną na ten temat.
Załamałam ręce.
Gdybym wiedziała, że tak trudno jest wychować dwójkę kapryśnych nastolatków - Pokemonów to przeczytałabym z kilkanaście książek chcąc zrozumieć ich ciągłe fochy oraz zrozumieć, gdzie popełniłam błąd w ich wychowaniu.
Wzięłam Megan w ramiona. Stawiała wyraźny opór próbując wydostać się w uścisku. W końcu ugryzła mnie mocno w dłoń. Jęknęłam cicho zagryzając dolną wargę zębami. Po nadgarstku spłynęły mi krople świeżej krwi, które powoli spływały po całej ręcę i spadały na ziemię.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytałam ze łzami w oczach. Nie sądziłam, że ból spowodowany zwykłym ugryzieniem okaże się taki okropny. Megan ułożyła swoje duże uszy w smutnym geście. Zaczęła lizać mi rękę, kiedy zrozumiała swój czyn. Froakie wskoczył mi na ramię i morderczym wzrokiem spojrzał na spłoszoną Fennekin. Ta wyskoczyła mi z uścisku i z podkulonym ogonem uciekła w stronę tłumu przechodniów. Chciałam pobiec za nią, gdy przede mną niespodziewanie wyrosła Riley z miną troskliwej matki rozkazała mi odkazić rany w najbliższym Centrum Pokemon.
- Ninja. - poklepałam mojego partnera, który prawie zemdlał na widok krwi. - Idź po nią...

Megan

Biegłam najszybciej jak potrafiłam wśród niezliczonej ilości przechodniów starając jak najprędzej wydostać się z labiryntu nieskończonych rozmów, hałasu, zapachu spalin, krzyku dzieci oraz złowrogich spojrzeń.
Ludzie.
Nigdy nie istniała przyjaźń pomiędzy Pokemonem a człowiekiem... Nabrałam takich przekonań, kiedy przeżyłam ogromny zawód spowodowany przez byłą trenerkę. Pamiętam jakby wydarzyło się to wczoraj...
Spotkaliśmy się pewnego pięknego, wiosennego dnia. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ do laboratorium profesora Sycamore - mojego pierwszego, troskliwego opiekuna miała zagościć gromadka nowych, przyszłych trenerów. Z emocji cały czas skakałam po holu czekając z niecierpliwością na nich. Minęło kilka dobrych godzin zanim poznałam ją.
Weszła do głównego holu z pewną dozą nieśmiałości tak cichutko jak ciepły, delikatny powiew wprawiający w ruch kłosy. Miała niecałe dwanaście lat. Wyglądała jak zwyczajna dziewczynka marząca zostać królową Kalos. Długie, blond włosy miała spięte w dwa urocze kucyki za pomocą różowych kokardek, buzię miała pulchną pokrytą niezliczoną ilością piegów, usta były koloru krwistoczerwonego układające się w duży uśmiech, bystre błękitne oczy z dokładnością oglądały pomieszczenie. Miała na sobie różową sukienkę z dużą białą kokardą zawiązaną w tali oraz fioletowe pantofelki.
- Jesteś idealna. - oznajmiła, kiedy zobaczyła mnie ukrytą za jednym z regałów z książkami. Przytuliła mocno.Wesoło pomerdałam ogonkiem wyrażając własną radość. - Od tego momentu będziemy stanowić niezwykły duet w pokazach.
Na samą myśl o spędzeniu z nią czasu moje serce zabiło mocniej. Nie wiedziałam wówczas, że pokazy to najgorsza rzecz z jaką przyjdzie mi się zmierzyć.
Wykonywałam wszystkie polecenia posłusznie chcąc za wszelką cenę zadowolić trenerkę. Z każdym kolejnym treningiem, występem czułam się coraz gorzej. Te wszystkie niewygodne i kompromitujące wdzianka, drażliwe światła reflektorów, okrzyki publiczności tworzyły mieszankę wybuchową powodując ciągłą niechęć. Nie chciałam tego robić. Bardziej ciągnęło mnie do pojedynków, solidnego treningu fizycznego oraz ogromnej satysfakcji z wygranej. Z niezwykłym zapałem oglądałam po cichaczu zawody Pokemonów w Centrum Pokemon, kiedy wszyscy spali. Tak bardzo się w to wciągnęłam, że na pokazach byłam myślami odległa w Lidze Kalos. Moja trenerka nie zareagowała w pozytywny sposób, kiedy spuściłam się w staranie o zdobycie klucza.
- Dlaczego nie chcesz ubrać tego?! - wydarła się pewnego razu, kiedy pogryzłam kiczowate, ciasteczkowe wdzianko. Smakowało przepysznie. - Tyle dla Ciebie zrobiłam. To jest nasze wspólne marzenie, więc oczekuję od Ciebie zaangażowania.
Bardzo pragnęłam sprostać jej wymaganiom, ale okazywały się one ponad moje siły. Trenerka również przestała dbać o mnie.  Przyczyniło się to do bolesnego przeżycia.
Pamiętam dokładnie ten dzień. Nastała wówczas okropna zima z niemiłosiernie niską temperaturą oraz poważnymi opadami. Moja trenerka z hardością szła przez niesprzyjające warunki pogodowe ubrana w ciepłą, różową kurtkę oraz otulona puchatym szalem i ogromną czapką na głowie. Dzielnie kroczyłam za nią zamrożonym ogonkiem i bliska rozchorowania się przez paskudne zimno. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciała zamknąć mnie w Pokeballu. Po chwili doszłam do wniosku, że to zwyczajny trening będący karą za ostatni występ, który całkowicie zepsułam zapominając jednego ruchu. Byłam przekonana, że to chwilowe ostrzeżenie za złe wykonanie układu. Bardzo się pomyliłam.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kurtki mój Pokeball. Zamerdałam wesoło ogonkiem przeczuwając, że moje katusze na tym mrozie się skończyły. Wtedy moja najlepsza przyjaciółka rzuciła czerwono-białą kulą prosto w najbliższe drzewo. Siła była tak duża, że kula rozpadła się na małe kawałeczki.
- Od teraz nie jesteśmy drużyną.
Te słowa na zawsze utknęły w mojej pamięci. Pierwsze co poczułam to okropny ból w okolicach serca. Nie rozumiałam co przed chwilą zaszło. Moje emocje wzrosły, kiedy dziewczynka znajdowała się daleko ode mnie. Z wszystkich sił starałam się ją dogonić, ale moje krótkie nóżki utrudniały mi to zadanie.
Tamten dzień na zawsze zmienił moje życie. Zaczęłam spostrzegać ludzi jako wrogów, którzy wraz z czasem pozbywają się niepotrzebnych przyjaciół. Przez pewien czas wiodłam prawdziwe, szczęśliwe życie w pięknym lesie wśród małych Pokemonów. Niestety moje harmonijne czasy w dziczy przerodziły się w koszmar, kiedy do lasu wprowadziła się grupa olbrzymich dyktatorów nękających mieszkańców. W końcu dopadli i mnie powodując kilka powierzchownych ran. Uciekłam przed nimi, dzięki znajdującego się niedaleko budynku, w których byli przekonani, że robi się eksperymenty na Pokemonach. Było to zwykłe Centrum Pokemon.
Tam zaczęła się moja kolejna przygoda... razem z niedorozwiniętym Froakiem, niedawno poznaną Kirlią oraz dziewczyną o imieniu Laura.
Humor poprawił mi się na myśl o trenerce.
Mimo swojego nierozgarnięcia Laura jest bardzo dobrą przyjaciółką. Zawsze mnie wspiera w czasie bitwy oraz doradza jakiego ataku mam użyć, aby skutecznie znokautować przeciwnika. Jednak staram się być wobec niej oschła. Nie mam do treneki dużego zaufaniu z powodu jeszcze nieodkrytych zamiarów wobec mnie. Próbuję. To dobre słowo,  ponieważ czasami zniżam się do poziomu dawnej Fennekin, która okazuje uczucia. Kiedyś taka byłam, ale życie w samotności nauczyło mnie niezależności oraz dumy. I takimi cechami zamierzam się kierować w stosunku do całej drużyny.
Megan.
Samo nadanie imienia było bardzo ciekawym doświadczeniem. Zważywszy na to, że mało jaki trener nazywa swoich podopiecznych. Megan znaczy niezależna, dumna, piękna oraz z królewskim rodem. Z tymi określeniami kojarzy mi się moje piękne imię. Myślę, że specjalnie wybrała....
Nastawiłam uszy.
W ostatnim momencie odskoczyłam przed jasnoniebieską kulą. Zobaczyłam Pokemona poruszającego się na dwóch tylnych łapach, który z hardym wzrokiem spoglądał na mnie. Uśmiechnęłam się ironicznie. Idealna chwila na stoczenie walki.
- Riolu! Kula Aury! - rozkazała jego trenerka.
Wytworzył w łapkach podobną broń co wcześniej z ogromnym zamiarem użycia go na mnie. Stworek biegł w moim kierunku w szybkim tempie. ,,Ale mi się trafił przeciwnik" - pomyślałam z zachwytem po czym odbiłam kulę za pomocą Stalowego Ogona. Stworek znacząco odleciał kilka metrów dalej tworząc za sobą ogromne tabuny kurzu. Mimo bolesnego spotkania z moim ogonkiem na jego buzi pojawił się duży uśmiech.
- Ukryta Siła!
Przyjęłam bojową postawę chcąc użyć silnego Miotacza Płomieni na przeciwniku, kiedy usłyszałam przerażony głos mojej trenerki. Wbiegła ona przede mną biorąc cios na siebie. Przez chwilę panowała całkowita cisza, a na twarzy trenerki Riolu pojawił się grymas przerażenia. Po czym Laura wydała cichy jęk i z wielkim hukiem poleciała w stronę najbliższego drzewa. Na szczęście w ostatnim momencie złapał ją Froakie za pomocą Frąbelków, z których zrobił biały, bąbelkowy sznur.  Zaplątał go wokół nastolatki zatrzymując ją w locie i powodując niezbyt bolesny upadek na ziemi.
- Megan jest moja. - zawołała, kiedy chwiejnym krokiem wstała z piasku strzepując z siebie niepotrzebny kurz.
- Przepraszam. - podbiegła do niej przestraszona trenerka Riolu pomagając utrzymać jej równowagę. Zawarczałam na nią ostrzegawczo, kiedy dotknęła Laury. To samo zrobił niebieski stworek widząc gwałtowne ruchy nieogarniętej brunetki...
Nasze spojrzenia spotkały się wyrażając pewną dozę nienawiści oraz wyraźnej pogardy. Od razu wiedziałam, że między nami nigdy nie zagości zgoda zważywszy na złowrogie zamiary. Warczeliśmy na siebie nieustannie z każdą sekundą z coraz większym pragnieniem zaatakowania.
- Ty mi kogoś przypominasz. - stwierdziła rudowłosa trzymając pod ramię siedemnastolatkę. - Jesteś dziewczyną, z którą mam się zmierzyć w pierwszej rundzie.
Laura obdarzyła rozmówczyni długim spojrzeniem.
- Tak. - przypomniała sobie. - Sophie...
- ... Laufen. - dokończyła. - Sophie Laufen.
- Sophie?!
- Laura? - zdziwiła się. - Stara! Parę dobrych lat cię nie widziałam. Co tu robisz?
Słysząc konwersację nastolatek kopary opadły nam do ziemi. Całkowicie nie rozumieliśmy radości naszych trenerek. Przecież jego ruda 'marchewka' są przeciwniczkami. Dziewczyny zawzięcie rozmawiały ze sobą oraz śmiały się wniebogłosy, że miałam wielką ochotę walnąć głową w drzewo i spytać się, gdzie popełniłam błąd.

Kilka godzin później

Laura wróciła bardzo późnym wieczorem, kiedy reszta jej młodszych przyjaciół już od dawna słodko spała. Czekałam na nią zdenerwowana chcąc opieprzyć ją za nieodpowiedzialne zachowanie. Jest zdecydowanie za młoda, żeby wracać po północy do pokoju. Wraz z przekręceniem się klucza w drzwiach Ninja i ja podbiegliśmy pod nie w celu zobaczenia trenerki. Galia słodko spała od kilku godzin tłumacząc nam, że brunetka spedza przyjemnie czas z przyjaciółką. Nie wierzyłam jej. Pewnie biedna Laura przeżywała istne katusze musząc stawać w pojedynkę z wrednym Riolu.
- Ninja. - ucieszyła się widząc swojego startera. Obdarzyłam ją wkurzonym spojrzeniem.
- Fenne-kin. - zaczęłam.
- Zazdrosna?
Prychnęłam i odwróciłam obrażona głowę.
- Podobno podoba ci się Riolu. - mrugnęła porozumiewawczo oczkiem.
Zawarczałam.
- Tylko się z Tobą drażnię. - uśmiechnęła się. - Jutro skopiesz mu tyłek.
Ta wiadomość poprawiła mi humor.
Po pół godziny cała nasza czwórka leżała rozwalona na jednym łóżku w różnych dziwacznych pozach. Galia miała nogi na brzuchu Laury, Ninja miał prawą stopę trenerki pod nosem, a ja leżałam ściśnięta pomiędzy ścianą a nastolatką.
- Przepraszam. - wyszeptała przez sen. Miała zamknięte oczy i niepokojąco poruszała rękami. - Nie chciałam tego zrobić.
Domyśliłam się co dręczyło moją trenerkę. Uwolniłam się z ciasnego ścisku i położyłam się blisko niej. Dziewczyna objęła mnie mocno z wielkim uśmiechem na twarzy. W takich pozycjach - wszyscy szczęśliwie przespaliśmy kilka pięknych godzin.

Cała nasza czwórka wkroczyła na pole bitwy z prawdziwy hartem ducha chcąc zdobyć miejsce w półfinale. Walka zapowiadała się na bardzo wyrównaną z powodu silnego przeciwnika. Riolu posłał mi wyzywające spojrzenie oraz chytry uśmieszek. Postanowiłam pograć mu na nerwach obdarzając go uwodzicielską pozą oraz przenikliwym spojrzeniem. Niebieski stworek pogardliwie prychnął.
Ustawiliśmy się na wyznaczonych miejscach z ogromnym zamiarem poderżnięcia sobie nawzajem gardeł. Z emocji zaczęłam niespokojnie poruszać się po boisku, warcząc przy tym na przeciwnika. Riolu zachowywał się podobnie. Niezrozumiałe przemówienie arbitra trwało w nieskończoność odbierając całą radość ze skopania tyłka niebieskiemu debilowi. Laura posłała mi przyjazny uśmiech w celu uspokojenia moich pragnień. Niestety to nie pomogło.
Sama nie wiem, ale od początku znienawidziłam go. To stało się wraz z zobaczeniem jego paskudnej mordy. Ten podły uśmieszek skojarzył mi się z tak dużą pewnością siebie, że miałam ogromną ochotę wbić go w ziemię za pomocą Stalowego Ogona. Jeszcze nigdy nie zareagowałam tak negatywnie na przeciwnika. Wydaję mi się, że to wszystko wzięło się z przerwanych przemyśleń na temat bolesnej przeszłości lub możliwości spotkania silniejszego przeciwnika ode mnie.
:Laura korzystając z okazji wyciągnęła swój mały komputerek z kieszeni w celu zweryfikowania niebieskiego dupka:


Riolu  - pokemon pies. Stworek porusza się na dwóch łapach, dzięki czemu może z niezwykłą szybkością zadawać ciosy przeciwnikowi. Jest wrażliwy na moc aury. Jest bardzo lojalny względem trenera.

- Bitwę czas zacząć! - oznajmiła arbiter. Te słowa były bardzo przyjemne dla mojego serca.
Cała publiczność przestała istnieć w ciągu kilku sekund. Byłam tylko ja oraz wróg i moja prawdziwa rodzina: nierozgarnięty, ale lojalny przyjaciel Fraokie Ninja, nieśmiała Galia trzymająca za mnie kciuki i prawdziwa przyjaciółka, o której zawsze marzyłam - Laura. Z takimi kibicami nie mogłam przegrać walki. 
Jako prawdziwa dama rozpoczęłam spotkanie od najbardziej dużego Miotacza Płomieni jakiego w stanie mogłam wytworzyć. W ciele towarzyszyło mi przyjemne ciepło sprawiające satysfakcję z powodu podpalenia przeciwnika. Ten naprężył swoje chuderlawe łapki reprezentując niewidoczne mięśnie. Napinał je jakby był zawodowym siłaczem  lub narcystycznym Machompem. Pochłonęła go fala ciepła tworząc gigantyczne tornado. Stracił z pewnością dużo siły.


Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam niewzruszonego Riolu prezentującego swoje mięśnie jakby Miotacz Płomieni nie wywarł na nim najmniejszego wrażenia. posiadał tylko kilka nieznaczących zadrapań spowodowanych ogniem.
Wbiłam moje pazurki z nerwów w ziemię. Moje starania poszły na marne. Nie mogłam znieść jego potwornego uśmieszka na twarzy, więc bez najmniejszego ostrzeżenia ruszyłam na niego z prawdziwą furią wymalowaną na buzi. Próbowałam podrapać go z całych sił swoimi ostrymi pazurami, ale ten frajer unikał wszystkie moje  nieudane ciosy. Taka zabawa trwała kilka dobrych minut przyprawiając mnie o zawrót głowy. W końcu Pokemon zadał mi najmocniejszy prawy sierpowy jaki przeżyłam w życiu. Poleciałam daleko od tyłu pozostawiając za sobą zranioną dumę. Uderzyłam w ścianę powodując małe wgniecenie. Mimo bolesnego lotu czułam, że tak szybko się nie poddam. Wykonałam kolejny Miotacz Płomieni, w którego wskoczyłam i otoczona przez falę ognia wytwarzaną przez cały czas z mojego pyszczka dopadałam Riolu uderzając w niego Stalowym Ogonem otoczonym przez dzikie płomienie. Podobnie jak ja uderzył z impetem w ścianę. Odrobinki pyłu spadły na jego ciało powodując lekkie zabrudzenie, jednak nie zmył on pewnego siebie uśmieszka.
Podobnie jak na początku naszego spotkania zaczął wytwarzać jasnoniebieską kulę w swoich przednich łapkach. Z kolei ja wytworzyłam złotą kulę w pyszczku. Oba pociski spotkały się pośrodku powodując niezły wybuch. Przymknęłam delikatnie oczy, aby żadne drobinki piasku nie zawadzały mi widoczności. Z ogromnej burzy powstałej ze zderzenia się ataków wyskoczył niespodziewanie Riolu rzucając we mnie fioletową kulę. Nie poczułam żadnego bólu.
Bez chwili wytchnienia pognałam prosto na przeciwnika po czym odbiłam się od jego głowy, aby posiadać dobry punkt ataku. Małe, złote i pomarańczowe drobinki pyłu tworzące spektakularny efekt spadły prosto na Riolu zadając mu poważne uszkodzenia poprzez poparzenie. Nagle przeszedł mnie ogromny skurcz. Wokół zaczęły lewitować małe, fioletowe kulki odbierające mi energię. Spadłam na ziemię z impetem.
- Skąd on zna ten ruch?! - zdziwiła się moja trenerka.
To była Trucizna. Powodowała poważne rany w ciele przeciwnika powodując zabranie energii w kolejnych turach. Ja już mu pokażę!
Z całych sił się skoncentrowałam, aby ten ruch wyszedł jak należy. Mrugnęłam do niego uwodzicielsko z przesłodzonym, sztucznym uśmiechem czekając na efekt końcowy. Małe, różowe serduszka poleciały w stronę przerażonego Riolu. Wydarzyła się rzecz niezwykła. W połowie drogi serduszka rozpłynęły się powodując wielki uśmieszek na buzi debila. Do tego fioletowe kuleczki ponownie zaatakowały.
Niebieski stworek zaczął biec w moim kierunku z niewyobrażalną prędkością pozostawiając za sobą białą smugę. W ostatnim momencie uniknęłam zderzenia łapiąc jednocześnie zębami ogon wroga. Prędkość nadana przez przeciwnika spowodowała, że zakręciłam się kilka razy wrzucając go w ziemię. 
Zaczęłam ciężko oddychać. Długo nie pociągnę tej walki. Czas zadać ostateczny cios nokautujący przeciwnika.
Zamierzałam użyć Miotacza Płomieni jako mojej tajnej broni. Ten moment przypomniał mi wcześniejszą walkę. Laura zachowała się niezwykle głupio i nieodpowiedzialnie wchodząc na pole walki pomiędzy walczące ze sobą Pokemony. Skończyło się to na kilku siniakach i potłuczeniach... ona zrobiła to dla mnie! Chciała ochronić przez niebezpieczeństwem! Jaka ja byłam głupia, kiedy ugryzłam ją dzisiaj! Przecież Laura mnie bardzo kocha. Od samego początku obdarzyła miłością, a ja głupia nie potrafiłam tego dostrzec!
Ponownie skoczyłam wysoko chcąc zadać odpowiedni cios. Riolu uczynił to samo. Z buzi wybuchł prawdziwy płomień pochłaniając przeciwnika. Myślałam, że zwycięstwo miałam w kieszeni, kiedy z czeluści ognia wydostał się Riolu. Trucizna ponownie osłabiła mój organizm. Stworek dotknął mnie swoją prawą łapką powodując silne odrzucenie w tył. Ponownie trafiłam w ścianę spadając z niej osłabiona.
- Fennekin jest niezdolna do walki. - oznajmiła arbiter. 
Laura podbiegła do mnie zmartwiona. Wzięła mnie na ręce i delikatnie pogłaskała. Nie mogłam znieść faktu, że ją zawiodłam.
- Fantastycznie się spisałaś. - pochwaliła. - Jestem z Ciebie bardzo dumna.

Laura

- Bardzo będę za Wami tęsknić. - przyznałam ze łzami w oczach, kiedy żegnałam się z całą paczką przyjaciół.
Za dziesięć minut miałam odlecieć samolotem do Lumoise wracając do swojej podróży po Kalos i zdobywania odznak. Mój pobyt w Olivine przedłużył się o kilka dni z powodu wzięcia udziału w pokazach. Wujek na szczęście to zrozumiał oraz czekał na mnie z niecierpliwością. Bardzo się za nim stęskniłam.
Przytuliłam się do Aiki serdecznie dziękując za pomoc przy choreografii na występ mój i Galii. Tym samym gestem obdarzyłam Nate dziękując za cierpliwość do Froakiego w czasie prób oraz podkładania głosu mojemu nieznośnemu starterowi. 
Z Riley żegnałam się najdłużej. Byłyśmy ściśnięte przez dobre kilka minut. Nasze bluzki wsiąkły łzy. Bardzo jej podziękowałam za wszystko. Pożegnałam się z nią całusem w policzek zapraszając do Kalos.
Mei wyjechała kilka dni wcześniej. Z nią miałam podobne pożegnanie.
Weszłam do samolotu w ostatnim momencie tuż przed zamknięciem przez stewardesę drzwi. Odetchnęła z ulgą, kiedy zajęłam miejsce przy oknie z Ninją obok mnie. Pomachałam trójce przyjaciół na pożegnanie. Zdałam sobie sprawę, że przez cały pobyt w Johto nie zeskanowałam podopiecznej Riley. Zrobiłam to natychmiast:


Chikorita - Pokemon trawiasty. Jest potulnym stworkiem. Za pomocą swojego liścia na głowie może oczyścić powietrze. Nie lubi wdawać się w walki. Została wybrana na jednego ze starterów w regionie Johto z powodu przyjaznego charakteru.

- Miło cię widzieć. - oznajmiła znajoma. Była to Alexa ze swoją Helioptile oraz siedzącą obok niej Violą. Przynajmniej będę miała dobre towarzystwo podczas długiej podróży samolotem.

Hej :)
Przepraszam za znaczne opóźnienie, ale zaczynałam ten rozdział z kilka razy. Chciałam, aby wyszedł idealny. Mam nadzieje, że przypadł Wam do gustu.
Mam pytanie do innych pisarzy blogów pokemonowych. Jak wybieracie swoją drużynę stworków? Macie zaplanowane od samego początku? Będziecie mieć standardowe sześć czy więcej? 
Kronikarzu ;) następny rozdział będzie zawierał małą niespodziankę dla Ciebie :3
 Co sądzicie o zachowaniu Fennekin i jej przeszłości?








niedziela, 2 października 2016

Rozdział siódmy część pierwsza - ... chce Wam opowiedzieć o mojej przyjaźni z tym pasztetem.

Laura

- Cholera! W co ja się wpakowałam?! - wrzeszczałam w myślach. Stałam na scenie zasłoniętą bordową kurtyną. Słyszałam wyraźnie podekscytowane szepty publiczności nie mogącej doczekać się kolejnego występu oraz prowadzącą informującą publiczność o moim pochodzeniu. Przez małe, wąskie szczeliny padały promienie reflektorów dając odrobinę światła.
Przelatywałam w myślach zaplanowany scenariusz występu pamiętając o najważniejszych szczegółach takich jak ciągły kontakt z widownią i jurorami oraz pełne zaufanie Pokemonowi. Poprawiłam moją sukienkę. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że Riley dała radę namówić mnie na pokaz w tym stroju. Wyglądałam jak baletnica z nadwagą. Do tego ten seksowny biały kolor podkreślał moje niedoskonałości, nie wspominając o idealnym kucyku związanym śnieżnobiałą wstążką oraz srebrnym brokacie na całym ciele. Nie wiem czy kiedykolwiek pozbędę się tych drobinek szatańskiego pyłu!
- ... przed państwem wystąpi niezwykła nastolatka z Kalos! Laura Sycamore! Wielkie brawa dla niej! Dzisiaj będzie jej debiut! - oznajmiła prowadząca.
- Chyba porażka. - wyszeptałam.
Czerwono-biała kula, którą trzymałam w przy specjalnym pasku służącym jako ozdoba stroju baletnicy potrząsnęła się lekko. Galia wyczuła moje emocje, które udzieliły się również jej. Próbowałam uspokoić oddech, aby nie popaść w całkowity stres. Niestety moja trema to złośliwa i podła zabójczyni pewności siebie. Od prezentacji trenera oraz piękna podopiecznego zależy przejście do kolejnego etapu ocenianych przez Wielką Trójkę, czyli trio bezwzględnych jurorów.
Światła reflektorów na moment oślepiły moje oczy. Szybko przyzwyczaiłam się do białego światła. Publiczność wydawała mi się czarnym tłumem, a cisza jaka panowała dodała zastrzyku zapomnianych dawno niesamowitych uczuć. Przypomniała mi wspaniałe lata, kiedy uczyłam tańczyć się baletu pod czujnym okiem jednej z najlepszych nauczycielek w Kalos. Cudownych dziesięć lat ćwiczeń, poz oraz akrobacji nie poszły w zapomnienie. Niestety z powodu głębokiej depresji spowodowanej pewnym wypadkiem i poważna kontuzja stawu skokowego zastrzygnęła o przerwaniu kariery baletnicy. Ta mieszanka wybuchowa doprowadziła do nawyku podjadania i spadku sprawności fizycznej. Jednak teraz na tej scenie nie byłam zwykłą nastolatką wspominającą swoje dzieciństwo, ale młodą baletnicą cieszącą się własnym debiutem.
Usłyszałam znajome, spokojnie takty muzyki klasycznej. Zamknęłam oczy, aby lepiej wsłuchać się magię melodii oraz dodać dramatyzmu występowi. Zaczęłam od nieśmiałych ruchów rękami oraz lekkich obrotów na palcach. Po chwili nadszedł moment w muzyce, który ze spokojnej, sielankowej nuty przechodził w bardziej ekspresyjne dźwięki. To była idealna chwila. Wyrzuciłam w powietrze Pokeballa robiąc przy tym piruety wokół własnej osi na palcach prawej stopy zachowując rozpogodzony wyraz twarzy. Czułam w kościach, że będę miała poważne zakwasy i przez najbliższy tydzień nie wyjdę z łóżka, ale dla takiej radości jaką w sobie posiadałam mogłabym tańczyć codziennie. Powiedziała dziewczyna, która nienawidzi ruchu! Obok mnie pojawiła się Galia przybierając podobną pozę. Wtedy zaczęłyśmy nasz wymyślony układ. Dałyśmy się ponieść muzyce, emocjom oraz nieopisanej radości. Galia wytworzyła śnieżnobiałą kulę, która poleciała wysoko. Wybuchła powodując deszcze srebrnych drobinek na nas, kiedy ponownie wykonywałyśmy piruety. Po chwili ukłoniłyśmy się nisko czekając na werdykt. Przez pierwsze sekundy publiczność milczała wprawiając mnie w zaniepokojenie czy występ nie przypadł im do gustu. To była tylko cisza przez ogromną burzą oklasków. Publiczność oszalała! Wstała z miejsca, aby pochwalić nasz pokaz nie kryjąc zachwytu. Nawet jurorzy podnieśli się ze swoich foteli.
Pierwsza odezwała się Jasmine - tutejsza liderka sali typu kamiennego. Miała piękne, kasztanowe włosy splecione w warkocza, łososiową sukienkę oraz pogodny wyraz twarzy.
- Twój występ był olśniewający. - stwierdziła. - Twoje ruchy zaczarowały publikę, która nie mogła oderwać od Ciebie wzroku. Kirlia pojawiła się w idealnym momencie podkreślając piękno występu.
- Dziękuję. - ukłoniłam się zdyszana.
Następnie głos zabrała dobrze mi znana siostra Joy z pobliskiego Centrum Pokemon. Miała na swój tradycyjny strój pielęgniarki.
- Jedno słowo. Magiczny.
- Dziękuję.
Trzecim jurorem był znany znawca mody Mallys mieszkający w Kalos, ale mający pochodzenie z Johto. Był samym projektantem ubrań królowej Arii oraz bardzo szanowanym krytykiem wśród swoich kręgów. Jego obawiały się najbardziej wszystkie uczestniczki występujące w pokazach.
- Powiedź mi Laura. - zaczął swoim surowym tonem z kamienną miną. - Czy znasz pojęcie prezentacji Pokemonów?
- Tak. - odpowiedziałam pewnie. Żaden modniś nie zepsuję mojej pewności siebie przez własne humorki.
- Odnoszę inne wrażenie. - odparł. - Ten występ był bardziej twoim debiutem niż twojej podopiecznej. Widownia skupiła uwagę nad talentem wspaniałej baletnicy, Kirlia grała tam tylko nieznaczny dodatek dodając efekty specjalne podkreślające występ. Ludzie bardziej zachwycali się magią twoich ruchów niż podziwianiem Pokemona. - wytłumaczył. - Sam występ nie był zły. Osobiście jestem pod wrażeniem umiejętności nabytych przez godziny ciężkich treningów. Zauważyłem tylko pewne niepokojące aspekty. Podczas występu delikatnie podwinęła ci się bluzka. - publika zachichotała. Mallys odwrócił się do widowni ze swoją poważną miną. - Wy tylko o jednym.- publiczność wybuchnęła śmiechem. Juror nie przejął się zbytnio reakcją tłumu tylko powrócił do rozmowy. - Na brzuchu zobaczyłem ogromnego siniaka. - wyszeptał na tyle głośno, aby pozostałe jurorki oraz ja z Kirlią zdołałyśmy usłyszeć. - Czy jest on z treningu? Czy może ktoś cię skrzywdził?
Jego twarz nie zmieniła się, kiedy zadał to trudne pytanie. Jednak dostrzegłam pewne iskierki zaniepokojenia w jego błękitnych oczach. Podobnie wyglądały pozostałe jurorki z niecierpliwością wyczekujące odpowiedzi.
- Nie. - zapewniłam ich. Wgłębi ducha modliłam się, żeby uwierzyli w mój spokojny ton oraz sztuczny uśmiech. - Uderzyłam się mocno w kant stołu w nocy.
Wielka Trójka popatrzyła na siebie porozumiewawczo.
- Bardzo dziękujemy za występ. - oznajmiła Jasmine. - Wyniki pozostaną podane za niecałą godzinę. Przed nami kolejny...
Zbiegłam ze sceny cała czerwona i spocona ze stresu. Kurde! Nieźle wpadłam! Karciłam się w myślach, że podkusiło mnie, aby wziąć udział w tych zawodach. Mogłam spokojnie oglądać pokazy o wiele bardziej utalentowanych osób. Jakby wydała się prawda o cholernych siniakach to byłby koniec ze mną!
- Laura. - wyszeptała zaniepokojona Kirlia. Była ona blada oraz ledwo trzymała się na swoich chudych nóżkach. - Wszystko w porządku?
- Tak. - odparłam sprawdzając czy podopieczna nie była chora.
- O wszystkim wiem. - oznajmiła. Zignorowałam ten fakt nie wiedząc o czym mówi. - O twojej przyszłości.
Zamarłam.
- Widziałam ją dokładnie. - oznajmiła. - Czułam w sobie wszystkie uczucia jakie się w Tobie kłębiły przez lata.
- Galia. - kucnęłam naprzeciwko niej. - Obiecaj mi, że to pozostanie między nami. To będzie nasza wspólna tajemnica.
- Nie chcesz nikomu powiedzieć o tym, że...
- Nie. - przerwałam jej. - To jest zbyt bolesne dla mnie. Nie chcę rozdrapywać starych ran. Ten rozdział został przeze mnie zamknięty na zawsze.
- Ale...
- Nie! - podniosłam głos. - Nie mieszaj się w moją przeszłość!
Zdenerwowałam się. Schowałam Galię do Pokeballa patrząc się pustym wzrokiem w ciemną przestrzeń. Odruchowo chwyciłam się za brzuch, gdzie znajdował się dużych rozmiarów siniak. Kiedy go mocniej dotykałam przechodził mnie bolesny dreszcz po ciele.
- Tu jesteś Laura! - wyskoczył niespodziewanie uradowany Nate. - Chodź zobaczyć występy łatwej konkurencji. - chwycił moją prawą dłoń zmuszając do pójścia za nim. Odetchnęłam z ulgą, kiedy go zobaczyłam. Uwolnił mnie od rozmyśleń nad starymi dziejami...

Publiczność znalazła swoich kilku faworytów. Niestety nie zdołałam zapamiętać żadnego z występu z powodu ciągłych przemyśleń na temat przeszłości. Przed oczami przeleciały mi bolesne wspomnienia pomieszane z dobrymi chwilami spędzonymi z wujkiem.
Tak bardzo chciałam wrócić do Lumoise! Chciałam znaleźć w małym, przytulnym pokoju z wielkim kominkiem z kamiennym wykończeniem. Wtulić się w ulubiony puchaty, ciemnozielony kocyk trzymając w rękach jasnozielony kubek z gorącą czekoladą i czytać po raz setny najlepszą książkę jaka wpadła w dłonie, czyli ,,Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz'' opowiadającą o słynnym Ashie Ketchumie i jego przygodach. Obok mnie siedziałby wujek - jedyna osoba bliska mojemu sercu. Czytałby swoje ulubione magazyny o Mega Ewolucji będąc opatulony ze mną kocem. Bardzo tęskniłam za takimi wieczorami w towarzystwie ta... wujka. Po raz kolejny chciałam nazwać go moim ojcem. Jakby na to nie patrzeć to jest moją jedyną bliską rodziną, więc mogę stwierdzić, że jest dla mnie jak tato.
- Froakie? - zaniepokoił się.
- Laura?! - potrząsnął mną delikatnie Nate. - Przeszłaś do kolejnego etapu.
- Co? - zdziwiłam się. Mój mózg trochę się popsuł od przypomnienia sobie niemiłych chwil. - Jakim cudem?
- Miałaś świetny występ. - oznajmił. - Tak stwierdzili jurorzy. Musisz się szybko przebrać! Za dwadzieścia minut będzie twój kolejny pokaz.
Moje smutki poszły w zapomnienie. Zamiast nich w moim sercu zagościła niespotykana radość pełna dużych nadziei na wygraną.
- Chodź Ninja. - zawołałam entuzjastycznie mojego podopiecznego. - Pora na występ prawdziwych gwiazd. - z wesołego zastrzyku emocji pomyliłam garderobę z męską toaletą. Wybiegłam z niej najszybciej jak potrafiłam zatrzaskując mocno drzwi. - Boże! Tego wstrętnego widoku nigdy nie wymarzę z pamięci! Do końca życia będę miała koszmary!
Ninja zaśmiał się głośno łapiąc się za brzuch i turlając się po podłodze.
- Bardzo zabawne! - zarumieniłam się. - Chodźmy się przygotować do występu. Teraz to ty w nim zabłyśniesz. - uśmiechnęłam się tajemniczo.

Drugi etap pokazów polegał na pokazaniu przyjaźni trenera z jego podopiecznym. Tym razem o przejściu do kolejnej części decydowała widownia, która za pomocą kolorowych lampek wskazywała na występ, który przypadł im do gustu. Jeśli liczba głosów przemieszczających się jako małe, kolorowe światełka przekroczy ponad siedemdziesiąt procent to gwarantuję to przejście do ostatniego etapu.
Weszłam pewnym krokiem na scenę ubrana w swój ulubiony podróżniczy strój: żółtą bluzkę z indiańskim motywem, zielone spodenki oraz bordowe trampki. Występując po raz drugi przed publicznością nabrałam spokoju ducha. Ninja wkroczył za mną ze swoją poważną miną. Posadziłam go na wysokim, barowym krzesełku przyniesionym wcześniej przez Nate na scenę. Światła lekko oślepiały moją twarz zakrywając publiczność.
- Witam ponownie wspaniałą publiczność! - przywitałam się. Na sali rozeszły się echem głośnie oklaski. - To jest Froakie. - pokazałam na niebieską żabę. - Jest wodnym starterem w regionie Kalos, którego otrzymałam od wujka Sycamore. Chciałabym przedstawić Wam historię naszej przyjaźni oraz wspólnej wyprawy ... z perspektywy mojego Pokemona.
Przez salę przeszły ciche pomruki. Przyłożyłam mikrofon wodnemu starterowi do buzi.
- Hej. - powiedział Froakie machając wesoło do publiczności. Przez chwilę panowała głucha cisza, gdy następnie wybuchły gromkie brawa. - Jak wspominała wcześniej Laura, chce Wam opowiedzieć o mojej przyjaźni z tym pasztetem. - przepłynęła fala śmiechu po widowni. - Zacznijmy od samego początku. - poruszał łapkami jakby wskazywał odległe czasy. - Kiedy dziesięcioletnie dzieciaki opuszczają własny dom pozostawiając szczęśliwych rodziców nie muszących użerać się z irytującymi pociechami. Niestety jej wujek musiał męczyć się z nią siedem lat dłużej. Współczuję mu. - wyznał. Publika zachichotała. - Nie śmiejcie się! Kiedy ja po raz pierwszy zobaczyłem Laurę stwierdziłem, że jej przyszły starter będzie miał przerąbane do końca życia! Przecież ona ciągle sapie jak traktor! Naprawdę wpadła do laboratorium niczym stado Donphanów, a jej dyszenie wziąłem za trzęsienie ziemi. - widownia zaczęła klaskać, kiedy Froakie krytykował moją słabą kondycję ze skwaszoną miną. - Nie tak wyobrażałem sobie moją trenerkę... Co to za wzrok?! - wskazał na chłopaka w drugim rzędzie. - Myślisz, że my Pokemony nie mamy upodobań względem idealnych towarzyszy?! Wy w czasie wyboru kierujecie się siłą, urodą albo talentem stworka nie zwracając uwagi na to, że podopieczny może mieć Was gdzieś. Taka prawda! Ciągle ględzenie to też Wasz atrybut. Wypominacie profesorowi, dlaczego nie MA odpowiedniego startera. Wy powinniście się cieszyć, że w ogóle te stworki z Wami wytrzymują. Wracając do tematu. - oznajmił. - Inaczej wyobrażałem sobie  mojego trenera. Wiecie jako Pokemon mający zostać Mistrzem Kalos widziałem siebie przy boku rosłego, silnego młodzieńca będącego prawdziwym twardzielem. Zamiast niepokonanego trenera trafiła mi się siedemnastolatka z nadwagą, z którą wstyd mi się pokazać na mieście. - załamał się. Publika oszalała. - Jednak ten pasztet nie jest wcale taki zły. Pewnego razu wkradnęła się do odrzutowca, aby uwolnić porwane Pokemony. Uratowała je wszystkie. Chciała zabrać za sobą jeszcze jednego, ale on stawiał wyraźny opór. Nie ufał jej. Później wybuchł pożar w maszynie, a ona została próbując wydostać upartego stworka. W końcu znaleźli się na takiej wysokości, że Pokemon nie wytrzymał i spadł w dół. Wiecie co zrobiła Laura? Skoczyła, aby uratować tego niedojdę. - publiczność zamilkła. - Dzięki niej przeżyłem. I z całego serca... - Ninja niespodziewanie skoczył na mnie mówiąc coś w swoim języku. Przytuliłam go mocno śmiejąc się wniebogłosy. Z Frąbelków wypadł mu mały mikrofon przez, który Nate podkładał głos mojemu podopiecznemu. Widownia wiwatowała przez kilka chwil oddając swoje głosy za pomocą lampek.
- Drodzy państwo. - wtrąciła się prowadząca. - Chce oznajmić, że...

Hej :)
Jestem w miarę zadowolona z rozdziału, ale brakuję mu więcej szczegółowych uczuć bohaterki :) zauważyłam to kończąc rozdział. Postaram się w  kolejny wprowadzić lepszy opis przeżyć. W tym tygodniu zrobię małe porządki na blogu. Zrobię zakładki kilku bohaterów.  Jak się Wam podoba rozdział siódmy?