niedziela, 25 września 2016

Rozdział szósty -Wielka próba. Laura Sycamore kontra Viola!

Wczesnym rankiem zaczęłam kolejną serię ćwiczeń. Tym razem mój trening polegał na wzmocnieniu więzi z całą drużyną. Wybraliśmy się na długi bieg po uliczkach magicznego miasta Olivine. Zachwycałam się tutejszą architekturą, majestatycznymi pomnikami, pięknem natury oraz świeżym morskim powietrzem. Trwało to dobre kilka minut, dopóki nie stanęłam przy pobliskiej tablicy ogłoszeń w celu zaczerpnięcia oddechu. Brak kondycji daje porządnie w kość.
- Froakie. - wrzasnął zniecierpliwiony wymuszoną przerwą. Bardzo przejął się dzisiejszą bitwą z Violą, więc nie brał pod uwagę żadnego odpoczynku. Galia zgromiła go zdenerwowanym wzrokiem. Dobrze zrobiła! Niech wie, że z kobietami nie można zadzierać!
- Zaraz do was dołączę. - wysapałam. Miałam już wrócić do treningu, kiedy moją uwagę przykuł pewien plakat.
,,Przeżyj niesamowitą przygodę!". Takie motto zachęcało młodych trenerów do wzięcia udziału w najbliższych nieoficjalnych zawodach pokazowych. Plakat był w kolorze jaskrawej neonowej zieleni z grubą czarną czcionką informującą o najważniejszych szczegółach. W rogach znajdowały się Pokemony typowe dla regionu Johto. Zawody miały trwać dwa dni z różnymi zadaniami dla określonej grupy wiekowej. Najbardziej (o dziwo!) nie rzucał się w oczojebny kolor plakatu, ale główne nagrody. Riley z zamkniętymi oczami mogłaby zgarnąć piękną, niebieską wstążkę z granatowym kamyczkiem na środku. Jednak najbardziej rzucała się nagroda w przedziale wieku od siedemnastu do osiemnastu lat. Można było wygrać jajko z tajemniczym stworkiem. Właściwie ten czynnik zmotywował mnie do podjęcia decyzji.
- Weźmiemy udział w pokazach koordynatorskich. - zdecydowałam bez możliwości zmiany zdania.
Galia natychmiast zareagowała entuzjastycznie swoimi skokami radości oraz prawdziwym, szczerym śmiechem. Po raz pierwszy widziałam ją tak szczęśliwą z powodu zwykłych pokazów. Innego zdania była Megan, która posłała mi spojrzenie wyraźnie mówiące, że nie zamierza ubierać się w słodkie, różowe ciuszki. Ninja okazał swojego rodzaju zadowolenie, kiedy oznajmiłam wszystkim:
- Musimy zacząć solidnie trenować, jeśli chcemy zdobyć odznakę oraz wygrać pokazy. - zmotywowałam drużynę. Dając im przykład ruszyłam biegiem niczym zawodowy biegacz walczący o złoty medal.




- Pojedynek pomiędzy Violą - liderką sali w Santalune a Laurą Sycamore z miasta Lumoise został rozpoczęty. W bitwie używamy tylko dwóch Pokemonów. Wyłącznie wyzywający może zmieniać swoich podopiecznych w czasie walki. - wytłumaczyłam panujące zasady ustalone przez liderkę Alexa. Jej mała Helioptile zapiszczała wesoło kilka razy zachęcając do ciekawej walki.
- Zmiażdż ją! - krzyknęła Riley pokazując kciuki uniesione wysoko. Posłałam jej pewny siebie uśmiech. Ta walka była początkiem mojej prawdziwej podróży po Kalos oraz znacznym krokiem w stronę mojego największego marzenia, czyli zostania Mistrzynią Pokemon w swoim rodzinnym regionie. Na samą myśl o zdobyciu pierwszej odznaki na buzi pojawił się wielki uśmiech.
- Zaraz pozbędę się twojego uśmieszka. - oznajmiła Viola rzucając czerwono - białą kulę w górę. Z Pokeballa wyleciał śliczny motyl o magicznych różowych skrzydłach. Zeskanowałam go natychmiast Pokedexem:


Vivillon - Pokemon motyl. Jego wzór skrzydeł zależy od miejsca, w którym przebywał. Rozprzestrzenia swoje łuski, aby uspokoić ducha walki przeciwnika. Jest odpowiedni dla początkujących trenerów. Najczęściej można go spotkać przy zbiornikach wodnych.



- Fennekin. - wybrałam swoją podopieczną, która nie ukrywała zadowolenia na swojej buzi. Jak to bywa w jej nawyku posłała przeciwnikowi obojętne spojrzenie. - Miotacz Płomieni!
- Psychiczny Promień.
Fala ognia została wytworzona przez Megan. Wypuściła ona ognisty podmuch w stronę motyla, który zręcznie omijał ciosy. W końcu Vivillon zaczął wytwarzać różowe kulki. Po kilku sekundach przemieniły się w różowy promień z tęczowymi dodatkami. Riley wstała, aż z miejsca siedzącego, aby móc zobaczyć piękny atak motyla. Na szczęście Fennekin odskoczyła od serii ciosów, aby ponownie zaatakować falą ognia. Ciosy spotkały się na środku boiska. Oba Pokemony nie chciały ustąpić pokazując swoją siłę.
Ta sytuacja przypomniała mi wczorajszą walkę z Mei. Na samym początku starcia Oshawotta z Fennekin przedstawili niezły pokaz siły. Powodowało to niezły wysiłek ze strony obu Pokemonów. Postanowiłam zastosować podobną taktykę co wczoraj z małym szczegółem, że motyl nie posiadał żadnej, śnieżnobiałej muszelki.
- Skacz!
Megan posłusznie wykonała polecenie. Uderzyła mocnym Miotaczem Płomieni w zaskoczonego Vivillona powodując małe zachwianie u przeciwnika.
- Całkiem nieźle. - przyznała Viola. - Podmuch Wiatru.
- Stalowy Ogon.
Porywisty podmuch wiatru uniemożliwił mojej podopiecznej wykonania następnego ruchu. Megan z całych sił próbowała utrzymać się przed nawałnicą powietrza utrzymując równowagę, aby nie polecieć do tyłu. Przeszkadzał jej w tym drobinki pisku znajdujące się na boisku.
- Zaczep się pazurami. - poleciłam. Miałam nadzieję, że przez ten wiatr usłyszała moje polecenie.
- Dodaj do tego ruchu Usypiający Proszek. - zaleciła Viola. 
Zdałam sobie sprawę, że znajduję się w beznadziejnej sytuacji, kiedy do podmuchu wleciał ciemnozielony proszek powodując u mojej Fennekin szybkie zaśnięcie.
- Stawaj! - prosiłam ją. Moja podopieczna spała w najlepsze.
- Słoneczny Promień.
Na skrzydłach motyla pojawiły się promienie słoneczne. Żółte kulki utworzyły się wokół Vivillon, aby przekształcić się w oślepiający blask. Megan znalazła się w samym zasięgu zabójczej broni. Po chwili usłyszałam werdykt, który sprawił, że straciłam pewność siebie. 
- Fennekin jest niezdolna do walki. - oznajmiła Alexa.
Popatrzyłam na moją śpiącą towarzyszkę pustym wzrokiem. Myślami byłam daleko od pola walki zastanawiając się jak mogłam dopuścić do tak szybkiej porażki. Gdybym wymyśliła odpowiednią taktykę to pokonałabym Pokemona blondynki.
- Laura. - potrząsnęła mną delikatnie Alexa. - Wszystko w porządku? Pytam cię od kilku minut czy wystawisz kolejnego stworka?
- Tak. - ogarnęłam się. - Ninja. Twoja kolej. - powiedziałam nie pewnym głosem. Froakie popatrzył na mnie zdziwiony wzrokiem.

Ninja

Wszedłem na boisko pewnym krokiem, aby swoim nastawieniem zmotywować swoją trenerkę. Chciałem jej pokazać moją ogromną siłę oraz wolę walki. Nie boję się małego, różowego motylka, którego z łatwością wdepczę w ziemię.
Wszyscy czekali na pierwszy ruch Laury zaczynającą kolejne stracie. Spojrzałem na nią zdziwonym wzrokiem. Po jej minie stwierdziłem, że znajdowała się daleko myślami od pola bitwy. Wkurzyłem się. Z takim nastawieniem nigdy nie zajdziemy daleko jako przyszli zwycięzcy Ligii Kalos. Wytworzyłem w łapkach jasnoniebieską kulę energii, którą rzuciłem w trenerkę.
Wydała z siebie bolesny jęk. Moc uderzenia była tak silna, że upadła na ziemię. Wstała masując miejsce, gdzie zaczynają się plecy. Obdarzyła mnie piorunującym wzrokiem. 
- Czasami mam Ciebie dosyć. - wyznała.
- Żartujesz?! - zdenerwowałem się. - To ja tu odstawiam najważniejszą część zadania. Może okazałabyś cień szacunku i była skoncentrowana na walce, a nie nad tym zielonym warzywem Hau. - przypomniałem jej.
- Co ty tam marudzisz pod nosem? - spytała zirytowana moim zachowaniem.
- Walczymy? - wkurzyłem się. - Pamiętaj o naszym wspólnym marzeniu zdobycia tytułu Mistrzów Kalos. Do cholery, ogarnij się! 
Galia obdarzyła mnie złowrogim spojrzeniem. Odwzajemniłem się tym samym. Popatrzyłem na trenerkę wzrokiem bez żadnego cienia litości. Zobaczyłem to w jej oczach. Iskierkę zwycięstwa.
- Puls Wodny!
- Psychiczny Promień!
Wytworzyłem największą kulę energii w życiu. Była dwa razy większa niż zazwyczaj. Włożyłem wiele wysiłku, aby zrobić taką broń. Czułem w swoim ciele niezwykłe ciepło spowodowane nagłą zmianą trenerki. Byłem zmotywowany do pokonania przeciwnika za wszelką cenę.
Vivillon wytworzył różowy promień z kolorowymi znaczeniami. Spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem przepełnionym całkowitym znudzeniem. W końcu wycelował we mnie promieniem. Trzymając w łapkach kulę czekałem na odpowiedni moment.
- Teraz!
Wyrzuciłem niebieską kulę prosto w motyla, regenerował siły przed kolejnym atakiem. Spowodowało to mały wybuch. Vivillon zatoczył się kilka razy próbując utrzymać równowagę.
- Trzymaj się! - krzyknęła Viola. - Słoneczny Promień.
- Podwójny Zespół! Potem Puls Wodny!
Z całych sił próbowałem stworzyć jak najwięcej swoich kopii. Udało mi się zrobić dwanaście klonów. W idealnym momencie Vivillon resztą sił zbierał swoją enegię, aby użyć swojego najmocniejszego ruchu. Wokół niego zaczęły krążyć żółte kulki. Tymczasem moje klony wytwarzały Puls Wodny.
Oślepiający blask słonecznego Promienia spowodował zniszczenie wszystkich kopii. Zapomniał tylko o ważnym szczególe. Prawdziwy Ninja krył się za plecami przeciwnika. Widziałem w oczach wroga zdziwienie. To był decydujący moment. Rzuciłem w niego niebieską kulą powodując mocne lądowanie oraz ogromny wybuch.
- Vivillon jest niezdolny do dalszej walki. - oznajmiła Alexa.
- Brawo, Ninja! - zachwyciła się moja trenerka.
- Mam jeszcze jednego Pokemona. - przypomniała uśmiechnięta Viola rzucając w powietrze czerwono - białą kulę. Wyskoczył z niej mały, jasnoniebieski nartnik z żółtą antenką na główce. Laura korzystając z okazji zeskanowała go Pokedexem:


Surskit - Pokemon nartnik. Wydziela z czubków nóg olej, dzięki któremu potrafi się ślizgać na wodzie jak na lodowisku. Zamieszkuje duże zbiorniki wodne. Jest bardzo wesoły oraz przyjacielskim stworkiem.




- Zaczynamy! - krzyknęła blondynka. - Malowniczy Promień Sygnału!
Jego żółta antenka zaiskrzyła się różowymi promyczkami. Po chwili wyleciał z niego kolorowy laser.
- Unikaj.
Zręcznie odskoczyłem od pola rażenia. Niestety nie przewidziałem, że Surskit będzie posiadał tak wielką moc, aby poruszać siłą swojego promienia. Przeszła mnie fala ciepła powodując przesunięcie się o kilka metrów. Kiedy morderczy atak ustał padłem na ziemię bardzo zmęczony.
- Froakie jest...
Nie mogłem się poddać. Chciałem zdobyć pierwszą odznakę za pierwszym razem. Jak prawdziwy twardziel.
- Jesteś niesamowity!  - pochwaliła mnie trenerka. - Bąbelki!
- Ochrona!
Wyskoczyłem wysoko w powietrze. Wziąłem głęboki wdech i posłałem serię bąbelków w stronę nartnika. Ten uniknął ciosu za pomocą jasnoniebieskiej tarczy.
- Lodowy Promień!
Z antenki wyleciał śnieżnobiały promień. Próbował on zamrozić moje łapki.
- Bąbelki!
Wypuściłem w jego stronę bąbelki, które pod wpływem mroźnego promienia zamarzły. Upadły na ziemię odbijając blask słońca w swoich krystalicznych odbiciach.
- Doskonale. - powiedziała moja trenerka. Nie popierałem jej entuzjazmu nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. - Użyj Frąbelków, aby wziąć największą kulę. - pokazała na zamrożony bąbelek. Posłuchałem jej polecenia lekko głowiąc się nad tego sensem.
- Malowniczy Promień Sygnału!
- Rzuć w niego kulą!
Zrozumiałem zamierzenia Laury. Wziąłem Frąbelek do łapek i zacząłem wprawiać ją w ruch jakbym przygotowywał się do rzutu dyskiem. W końcu wypuściłem kulę, która z niebywałą prędkością poleciała na Surskita. Próbował obronić się promieniem, ale moc bąbelka rozdzieliła pocisk. Siła była niezwykła. Tabuny kurzu wzniosły się w powietrze, a porywisty wiatr uniemożliwił zobaczenie czegokolwiek.
- Susrkit jest niezdolny do walki.
Padłem na ziemię z wycieńczenia. Jednak zamiast okropnego bólu odczuwałem niesamowitą radość. Trenerka wzięła mnie w ramiona i mocno przytuliła.
- Wygrałeś! Jesteś cudowny!
- Gratulację. - powiedziała Viola wręczając ciemnozieloną odznakę w kształcie żuka.

- Ninja. Wiesz co to oznacza? - spytała się Laura chowając odznakę w specjalnej szkatułce. - Dzisiaj zaczęliśmy naszą drogę do marzeń. Do zostanie Mistrzami Kalos.


Hej :)
Przepraszam za rozdział. Wiem, że wyszedł na niskim poziomie. Nie był wcale długi, a walka pewnie Wam się nie spodobała. :/. Następny będzie o wiele lepszy :). Proszę tylko o wyrozumiałość.














poniedziałek, 19 września 2016

sobota, 17 września 2016

Rozdział piąty - Shake, shake, shake, shake, shake it off

- Jak się spisuję mój uczeń? - spytał surowym tonem mistrz. Nie słysząc od dłuższego czasu odpowiedzi zgromił swojego szpiega bezlitosnym wzrokiem wprawiając go w stan przerażenia. Czuł się małą, bezlitosną ofiarą nie mającą szansy uciec przed nieuniknioną śmiercią. - Czy mój uczeń dobrze się sprawuję? - wyszeptał mu swoim lodowatym głosem do ucha. Ciarki przeszły po plecach szpiega. Modlił się w duchu, aby przeżył to spotkanie z szefem. 
- Nie. - wyjąkał. - Wydaję się lekceważyć zadanie poprzez zaprzyjaźnianie się z każdą napotkaną osobą.
Mistrz uśmiechnął się szyderczo. Zaśmiał się głośnym, szczerym śmiechem. Szpieg nie wiedział czy ten śmiech czy szeptanie do ucha było gorszym przeżyciem.
- Moja szkoła. - powiedział z lepszym humorem. - A ty co tu tak stoisz? - zwrócił się gniewnie do podwładnego. - Wynocha wykonywać zadanie inaczej skrócę się o głowę.
- Tak, panie. - ukłonił się niezdarnie i wybiegł z sali w podskokach. 
Mistrz za to posiadał szampański humor.

Laura

- Ninja. - stęknęłam z bólu. Wykonywaliśmy razem poranną gimnastykę przy pięknym wschodzi słońca. Brzoskwiniowa kula leniwie przesuwała się po jasnoróżowym niebie rzucając promienie słoneczne na krystalicznie czyste tafle wody. Dawało to magiczny efekt załamania się kolorów na falującym morzu. Wzięłam głęboki wdech. Jód dobrze zrobi mi na zdrowie. Morska bryza delikatnie łaskotała moje ciało.
Poranne ćwiczenia sprawiały mi wszelakie trudności. Byłam osobą niezwykle leniwą, a zmuszanie mnie do jakiejkolwiek formy ruchu graniczyło z cudem. Dzisiaj był wyjątkowy trening - przy wschodzie słońca. Stanowiło to pewną formę relaksu, która dodawała mi motywacji do dawania z siebie sto procent. Przepiękny widok uspokajał  również wewnętrznie. Jakby moje treningi odbywały się codziennie na tej plaży to schudłabym z dziesięć kilogramów w ciągu paru miesięcy.
Ten wspaniały klimat pozwalał też nad zastanowieniem się nad wczorajszym dniem. Tyle emocji przemknęło mi przez palce: straszna przeszłość, wspomnienie z dobrych chwil mających duży wpływ na moje życie, nowy członek drużyny, spotkanie z chłopakiem sprawiającym swoim uśmiechem, że traciłam rozum oraz zobaczenie się ze starymi przyjaciółkami. To wszystko wydarzyło się jednego dnia.
- Fro..kie! - powiedział z nadętą miną. Ninja wyraźnie się obraził, kiedy odpłynęłam z krainę marzeń zapominając o ćwiczeniach.
- Kto będzie ostatni w wodzie, ten baba! - wrzasnęłam wesoło rzucając w niego moimi szarymi spodenkami. Od początku byłam przygotowana na kąpiel w morzu, a idealny czas wydawał się po treningu, kiedy bardzo się spociłam. Żaba obdarzyła mnie oburzonym wzrokiem, ale szybko załapała moje słowa wskakując pierwszy do wody. Zamknął oczy. Dał się pochłonąć przyjemnym, zimnym falom. Gorzej było ze mną. - Zimna! - oznajmiłam. Szybko wyskoczyłam z morza przed niebezpieczeństwem.
- Froakie! -  zaśmiał się.
- Tobie to łatwiej, ponieważ jesteś wodnym Pokemonem. - zauważyłam.
Cofnęłam się o kilka metrów. Wzięłam rozbieg i skoczyłam jak najdalej. Teraz posłużę się matematyką do opisu bliskiego kontaktu z wodą: nastolatka z lekką nadwagą plus skok na bombę równa się gwałtowne fale oraz ból tyłka do kwadratu. Ninja przestraszony nagłym tsunami popłyną jedną falą prosto na brzeg plaży.
- Froakie. - zajęczał z bólu.
- Przepraszam. - wyznałam. - Ostatni raz zrobię taką niebezpieczną rzecz. 
Popłynęłam na troszeczkę głębszą wodę sięgającą mi do ramion. Mój podopieczny płynął sobie spokojnie za mną ciesząc się upragnionym odpoczynkiem.
- Mam nadzieję, że Galia daję sobie radę sama w pokoju. - zmartwiłam się. - Potrzebuję dużo czasu, aby otrząsnąć się z tego przeżycia. Niepokoję się również o Megan. Zgodziła się pójść z nami na trening, ale spodziewałam się od niej pewnego zaangażowania w sprawie współpracy. Widocznie jeszcze nie przyzwyczaiła się do naszej drużyny. Pokemonom wujka również przydałby się ruch. - zauważyłam, że wodny starter nie słuch co do niego mówię. Ochlapałam go wodą. Obdarzył mnie ironicznymi spojrzeniem i odpłynął w inne miejsce. Postanowiłam spokojnie popływać bez żadnych stworków rzucających fochy na lewo i prawo.
Zaczęłam rozmyślać o swojej Fennekin. Miałam ją od niedawna, a w środku czułam jakby była dla mnie obcym Pokemonem. Doskonale wiedziałam, że zachowuje wobec mnie chłodne stosunki oraz pewien dystans. Wykonywała posłusznie wszystkie moje plecenia, ale nie objawiała żadnego zainteresowania wspólnym treningiem. Sama wyznaczała odpowiednią porę na ćwiczenia wymykając mi się z Pokeballa i znikając na kilka godzin w celu zaczerpnięcia samotności. Czasami zastanawiałam się czy na pewno do siebie pasujemy. Trenera i Pokemona powinna łączyć więź, która umożliwiała lepsze wyniki w kontaktach i walce. Megan i ja natomiast stanowimy parę znajomych na samotnej wyspie nie wykazującej żadnej ochoty na współpracę ze strony drugiej osoby w celu dopłynięcia do lądu.
Moje rozmyślenia zajęły mi sporo czasu, ponieważ pokonałam spory odcinek. W pewnym momencie dostałam przerażającego skurczu stopy. Palce u nogi skrzyżowały się powodując okropny ból. Każdy ruch nogą wypisywał mi grymas cierpienia na twarzy. Próbowałam stanąć na dnie, ale znajdowałam się na bardzo głębokiej wodzie. Zaczęłam powoli tracić siły. Czułam, że morze staję się moim wrogiem, a nie przyjacielem.
Zdałam sobie sprawę, że zaczynam się topić. Przez mój umysł przeleciało wiele wspomnień! Przestraszona nagłą wizją śmierci rzucałam się na wszystkie strony, aby móc utrzymać się jak najdłużej na powierzchni. Pochłonięta próbą ratowania życia dopiero po chwili poczułam wyraźny uścisk na moich ramionach.
Wielki nietoperz z regionu Kalos zacisnął najdelikatniej jak potrafił swoje tylne łapy na moich barkach. Przestałam się szamotać na wszystkie strony, kiedy zobaczyłam, że Pokemon wzbija się w powietrze. Odetchnęłam z wyraźną ulgą. Znajdowałam się kilka metrów nad wodą. Nietoperz posłusznie odstawił mnie na plaży.
- Hej! - krzyknęła kobieta z pięknymi brązowymi włosami.
Padłam na ziemię zdyszana z powodu wcześniejszego wysiłku. Wyplułam z ust sporą część połkniętą wody. Czułam się okropnie jakbym miała w każdej chwili wydostać swoje płuca i serce na światło dzienne. 
Wielki nietoperz wpatrywał się we mnie z uważną ciekawością. Do momentu, kiedy przyleciał olbrzymi, dobrze mi znany smok, który ostrzegawczo ryknął w stronę Pokemona - bohatera dając mu wyraźny znak, aby się odsunął. Mój wybawca nie stwarzał oporu i przeszedł kilka metrów pod czujnym okiem Garchompa. Smok wujka przyjaźnie otarł się o mój policzek wyrażając swoje zmartwienie i wyraźną ulgę.
Następnie rzucił się na mnie zdenerwowany Froakie. Zaczął robić mi wywód na temat mojego nieodpowiedniego zachowania. Na końcu szczęśliwa przytuliłam go. Zarumienił się jak burak, kiedy wzruszyłam się faktem, że się o mnie martwił.
Podbiegła do mnie młoda kobieta z pięknymi brązowymi włosami. Miała piękne jasnozielone oczy, jasną karnację oraz modną fryzurę popularną w Kalos. Była ubrana w bordowo-czarną bluzkę z białym kołnierzykiem oraz rękawkami, szare spodnie oraz brązowe buty. Przy jeansach miała ciemnobrązową nerkę z kieszonkami na Pokeballe. Na niej siedział Helioptile taki sam jakiego posiadał Joe. W rękach trzymała moją Fennekin, a koło niej latała spanikowana Fletchling. 
- Garchomp. - próbowałam wydostać się z mocnego uścisku. - Udusisz mnie!
Smok zawstydzony nagłym przypływem czułości wypuścił mnie z objęć umożliwiając wzięcie porządnego oddechu. Straciłam szybko równowagę, ale dzięki szybkiej reakcji nieznajomej udało utrzymać mi  się na obolałych nogach.
- Powinnaś odpocząć. - stwierdziła tonem nie znoszącego sprzeciwu.
- Jestem za. - wyznałam. - Jak to się stało? To pani Pokemon. - pokazałam na nietoperza rzucającego groźnie spojrzenia ze smokiem wujka Sycamore.
- Jestem Alexa. - odparła. - Twój Fennekin zawiadomił mnie o zagrożeniu. Zabrała mi zeszyt z ważnymi notatkami. Później zobaczyłam Fletchlinga krążącego od paru minut w jednym punkcie. Wtedy zobaczyłam Ciebie. - oznajmiła. - Wybrałam mojego Noiverna, aby uratował cię przed utonięciem. Kiedy bezpiecznie dotarłaś na brzeg mały lisek zniknął mi z oczu. Wrócił z wkurzonym Garchompem.
Zamurowało mnie.
Megan okazała się najbardziej ogarniętą istotą w grupie. Potrafiła zachować zimną krew, aby wezwać pomoc. Byłam jej bardzo wdzięczna. Dzięki temu otwarła swoje serce na moją miłość. Nigdy jej tego nie zapomnę.
- Fennekin. - spojrzałam jej w oczy. Były w nich iskierki obojętności. - Kocham Cię.
Przytuliłam ją mocno do siebie. Megan zdziwiona nagłym objawem miłości, nie wiedziała jak miała zareagować. Odwzajemniła tylko uścisk merdając wesoło puszystym ogonkiem. Czułam, że w niej runął mur zaczynający naszą przyjaźń. Teraz zaczął się nowy rozdział w naszej relacji.
- Chodź. - objęła mnie przyjaźnie Alexa. - Odprowadzę cię do Centrum Pokemon. Musisz porządnie odpocząć.
- Dziękuję. 
Schowałam Garchompa i Fletchlinga do Pokeballów i oddałam je siostrze Joy. Wymieniłam z Alexą numery telefonu. Obiecała, że zapozna mnie z interesującą osobą, kiedy wspomniałam jej o mojej podróży po Kalos.



Najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi do pokoju wynajmowanego od pielęgniarki. Galia z niecierpliwością wyczekiwała mojego powrotu rzucając mi się na szyję. Opisała mi, że miała okropny koszmar ze mną w roli głównej. Widziała mnie jak tonę oraz wzywam pomoc. Nie miałam serca jej uświadamiać o realizmie snu. I tak już przeszła o wiele za dużo.
Wzięłam krótki prysznic i przebrałam się w moją ulubioną jednoczęściową piżamę w Eevee. Uwielbiałam tego Pokemona. Posiada on bardzo uroczy wygląd oraz milusiński temperament. Do tego może ewoluować jedną z ośmiu form. W dzieciństwie zawsze chciałam stworzyć zespół Eevee. Pragnęłam posiadać większość ewolucji. Nie skreśliłam swojego marzenia, ale nadal wierzyłam w jego powodzenie. Kto wie może będę miała w zespole słodkiego liska? Ewentualnie dwa...
Łóżko wydawało się najwygodniejszym miejscem na świecie. Wtuliłam się w świeżą, miękką żółtą pościel z różowymi kwiatkami. Zegar wskazywał piątą czterdzieści. Idealny czas, aby uciąć sobie drzemkę przed kolejnym treningiem, ale tym razem z Pokemonami. Podopieczni byli tego samego zdania. Galia zasnęła na drugiej części łóżka przykrywając się szczelnie kołdrą. Ninja rozwalił się na samym środku niczym prawdziwy król. Megan zwinęła się w kłębek pochrapując cichutko obok Kirlii. 
Nie pamiętam nawet, kiedy zasnęłam.

- Pobudka, śpiąca królewno. - wrzasnęła mi do ucha trzynastoletnia Mei. Zerwałam się z łóżka niczym profesjonalny skoczek. Przy okazji zaplątałam się w pościel sprawiając, że wszyscy moi podopieczni podzielili mój los spadając na ziemie z małą różnicą miękkiego lądowania na mnie. Zgromiłam moją przyjaciółkę wzrokiem. Dziewczyna zbytnio nie przejęła się grymasem zirytowania na mej buzi. - Jest ósma rano. Odpowiedni czas, aby potrenować przed turniejem. Masz ochotę na pojedynek?
- Za tą pobudkę gwarantuję ci, że porządnie skopię ci tyłek. - oznajmiłam.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Czekam na Ciebie w stołówce. - powiedziała zamykając za sobą drzwi.
Z zrezygnowaną miną wstałam z podłogi i leniwym krokiem poszłam do łazienki, aby porządnie się ogarnąć. Kilkadziesiąt minut później kończyłam przepyszne śniadanie w towarzystwie przyjaciół. Humor bardzo mi się poprawił. Ciągłe śmiechy oraz wygłupy wybiły mi z głowy wcześniejsze wydarzenia.
- To może mała walka. - przypomniała swoją ofertę podekscytowana Mei, kiedy odbierałam resztę Pokemonów od siostry Joy. - Przegrana stawia wszystkim shake owocowe.
Riley, Nate i Aika wydali z siebie radosne okrzyki. Spojrzałam wyzywająco na trzynastolatkę.
- Stać cię  na tyle shaków? - spytałam z widocznym rozbawieniem w głosie. Przyjęłam wyzwanie. - Dwa na dwa?
- Jasne. - wybiegła z Centrum Pokemon ustawiając się na zwykłym boisku treningowym gotowa użyć swojego wodnego bobra do walki.
- Mam lepszy pomysł. - zawołałam. - Plaża wydaję się być fajniejszym miejscem na stocznie pojedynku.
- Będę sędzią. - zaoferował Nate.
- Dobra. - odpowiedziałam równocześnie z Mei, kiedy ustawiłyśmy się na wyznaczonych miejscach. Bryza morska ochładzała nasze ciała przed przyjemnymi promieniami słonecznymi. Piasek delikatnie łaskotał moje stopy. Froakie rwał się do walki z wodnym starterem z Unovy. Widocznie chciał mu pokazać swoją siłę i umiejętności. Galia przestraszona nadchodzącą walką schowała się za moimi nogami.
- Spokojnie. - podniosłam ją na duchu. - Nie musisz walczyć, jeśli nie chcesz. Idź do dziewczyn. - pokazałam na odpoczywające na jasnozielonym kocyku Riley i Aikę. Galia z nieśmiałym uśmiechem na twarzy poszła do moich znajomych.
- Wygraj z wielką klasą. - usłyszałam w myślach.
- Wygram z zamkniętymi oczami. - odpowiedziałam jej.
- Gotowe do walki? - spytał nastolatek.
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, kiedy przeciwniczka wystawiła swojego wodnego startera. Korzystając z okazji skanowałam go Pokedexem:


Oshawott - Pokemon bóbr. Ma jasnoniebieski kaftanik z muszelką na środku, której może używać w czasie walki. Jest bardzo wesołym stworkiem spotykanym najczęściej w zbiornikach wodnych. Ze względu na jego przyjacielski charakter został wybrany na startera w regionie Unova.

Mój Ninja wyrywał się do walki posyłając spojrzenia, kiedy w końcu miał zacząć. Nie chciałam, jednak na początku wystawić mojego startera na pojedynek tylko innego podopiecznego.
- Pokaż się. 
Na boisku ukazała się Megan lekko zdziwiona zaistniałą sytuacją. Szybko, jednak zrehabilitowała się, żeby obdarzyć startera z Unovy obojętnym wzrokiem z iskierkami wyższości.
- Strumień Wody!
- Miotacz Płomieni!
Z pyszczków obu Pokemonów wyleciały woda i ogień. Spotkały się na środku boiska tworząc parę wodną. Stworki nie chciały przestać ataku dopóki przeciwnik nie okaże słabości. Raz przewagę miała Fennekin, kolejny raz Oshawott.
- Wytrzymaj.
- Dasz radę! - motywowałam ją.
Nieustanny atak trwał kilka dobrych minut. Żaden ze stworków nie chciał odpuścić. Wiedziałam, że z każdą sekundą ciosy stają się coraz mniej efektywne. Zauważyłam, że moja Megan ciężko oddycha.
- Skacz! - krzyknęłam.
Fennekin odbiła się od ziemi z widoczną gracją Wypuściła kolejną serię ognistego podmuchu prosto na zdezorientowanego Oshawotta.
- Ochroń się za pomocą muszelki!
Stworek zasłonił się zwykłą muszelką unikając fal ciepła. Zdziwiona Megan wróciła na ziemię lekko zawiedziona swoim ostatnim ciosem. Widać było, że włożyła w niego wiele sił. 
- Atak Ostrej Muszli!
Oshawott rzucił swoją ulubioną rzeczą w powietrze. Wymieniłam z Fennekin zdziwione spojrzenia. Czekałyśmy na rozwój wydarzeń nie rozumiejąc mocy ataku. Mei przybrała dumną pozę. Posłała mi chytry uśmieszek. Zaczęłam się rozglądać po pięknym błękitnym niebie szukając muszelki. Niestety światło słoneczne całkowicie utrudniało mi to zadanie. Po chwili usłyszałam świst oraz cichy jęk Megan. Została uderzona muszelką z zaskoczenia, a Oshawott złapał ją w locie. Muszelka wraca do bobra niczym bumerang.
- Drapanie.
- Unikaj jej ciosów za pomocą muszelki. 
Fennekin zadawała ciosy swoimi krótkimi, pazurkami, ale ataki były niwelowane przez śnieżnobiałą tarczę Oshawotta nie pozostawiając na niej najmniejszej rysy.
- Nie przestawaj.
Lisek zaczął drapać z coraz większą szybkością wymuszając na przeciwniku ciągły ruch. Bóbr z każdą minutą tracił werwę.
- Stalowy Ogon!
- Strumień Wody!
Puszysty ogon Fennekin zabłysnął metalicznym połyskiem. Megan chciała uderzyć przeciwnika z góry swoim ogonkiem, ale olbrzymi strumień wody sprawił, że poleciała w powietrze.
- Atak Ostrej Muszli!
Muszelka z niezwykłą prędkością leciała w ognistego startera.
- Odbij ją za pomocą Stalowego Ogona!
Uderzyła muszelką z całych sił swoim ogonem. Wylądowała ona niedaleko Oshawotta. Na szczęście nic mu się nie stało. Pędząc z tak zawrotną prędkością mogła wyrządzić wiele krzywd. Fennekin bezpiecznie wylądowała na ziemi.
- Przyciąganie.
Megan mrugnęła uwodzicielsko w stronę bobra. Wokół niej pojawiły się małe, różowe serduszka, które otoczyły podopiecznego Mei. Wodny starter wpadł w urok. Jego oczy przybrały kształt serc powodując całkowite zauroczenie.
- Miotacz Płomieni!
- Samuraj. - powiedziała bezsilnie właścicielka startera z Unovy. - Użyj muszelki przed obroną!
Niestety bóbr nie wykonał polecenia wpatrując się maślanymi oczkami w Megan. Ta zaatakowała go mocnym ognistym ciosem.
- Oshawott jest niezdolny do walki. - oznajmił Nate, kiedy fala ciepła zniknęła ukazując zmęczonego stworka. Mei wzięła swojego podopiecznego w ramiona i oddała pod opiekę Riley i Aiki.
- Niezły początek. - dodała. - Czas na mojego drugiego Pokemona! Servine!
Na boisku pojawił się lekko zmieszany zielony wąż. Byłam ciekawa jaką taktykę obrała trzynastolatka wybierając Pokemona trawiastego przeciwko ognistemu. Korzystając z okazji zeskanowałam go Pokedexem:


Servine - Pokemon wąż. Stworek jest bardzo szybkim oraz przebiegłym przeciwnikiem. Trudno zdobyć jego zaufanie, ale gdy się to osiągnie to staję się bardzo wiernym i oddanym towarzyszem. Jest wyższą formą Snivy.

- Stalowy Ogon!
Moja podopieczna biegła z zawziętą miną w stronę przeciwnika. Mei nie wydała żadnego polecenia swojemu Servine. Wydawało się to trochę podejrzane. W momencie, kiedy ogon Megan zaświecił się metalicznym blaskiem trzynastolatka krzyknęła:
- Przyciąganie.
Tym razem to Servine posłał uroczy uśmiech w stronę Fennekin. Kilkanaście serduszek otoczyło moją podopieczną sprawiając zauroczenie po uszy w zielonym stworku. 
- Burza Liści!
Wir małych zielonych listków pochłonął Megan otumanioną miłością. Była w nim przez dłuższy czas. Kiedy małe tornado ustało lisek padł na ziemię.
- Fennekin niezdolna do walki. - oznajmił Nate.
Schowałam podopieczną do kuli dziękując za wspaniały pojedynek.
- Teraz pora na... - chciałam wybrać mojego startera, kiedy z Pokeballa wyleciała mała Fletchling. Spojrzała na mnie zdeterminowanym wzrokiem, który z połączeniem jej słodkiego wyglądu sprawił, że nie mogłam jej odmówić walki.
- Dzikie Pnącza! - zaczęła bez ostrzeżenia Mei.
- Unikaj. W odpowiednim momencie użyj Stalowego Skrzydła.
Servine wyrosły pnącza. Próbował nimi uderzyć ptaka, który zręcznie unikał. W końcu wzbiła się wysoko w powietrze ze lśniącymi skrzydłami w promieniach słonecznych. Utworzyła porywisty wiatr. Trawiasty starter trzymał się dzielnie.
- Przeskocz nad nią za pomocą Dzikich Pnączy!
Pokemon posłusznie wykonał polecenie przeskakując nad zdezorientowaną Fletchling. Na końcu zadał jej mocny cios pnączem. Moc uderzenia była tak silna, że ptak wpadł do morza z pluskiem.
Wszyscy zamarli.
- Fletchling! - krzyknęłam przerażona. Pobiegłam w stronę morza. Nagle zobaczyłam jasnoniebieskie światło wydobywające się z wody. Z tafli morza wyleciała śliczna, wyższa forma Fletchlinga. Natychmiast zeskanowałam ją swoim Pokedexem:


Fletchinder - Pokemon ognisty ptak. Ze względu na swój przyjacielski temperament nadaję się znakomicie dla początkujących trenerów. W walce staję się zawziętymi i trudnym do pokonania przeciwnikiem. Żywi się jagodami oraz małymi robakami. Ewoluuję z Fletchlinga.

- Wspaniale! Ewoluowałaś! - pochwaliłam ją. - Wujek będzie z Ciebie dumny.
- Fletchinder! - zaskrzeczała wesoło. 
- Ostry Liść! - przypomniała Mei o trwającej bitwie wydając polecenie swojemu podopiecznemu.
- Unikaj.
Wirujące ostre liście leciały w ptaka, który zręcznie je omijał wykonując najróżniejsze akrobacje w powietrzu.
- Przyciąganie. 
- Kurde. - zaniepokoiłam się. - Może się powtórzyć sytuacja z Fennekin. Podwójny Zespół!
Kilkanaście kopi  otoczyło Servine, który posyłał serduszka wszystkim klonom Fletchinder. Wpadłam na pewien pomysł.
- Nitroładunek.
Kopie ogłupiałe zauroczeniem zaczęły znikać. Myślałam, że to już koniec walki, kiedy moja Fletchinder otoczyła się w ognistej kuli atakując trawiastego stworka z tyłu.
- Złap ją Dzikimi Pnączami!
Pokemon oplótł się z grymasem na twarzy wokół ptaka. Fletchinder pod wpływem ciężaru wpadła ponownie do morza razem z Servine. Oboje natychmiast wypłynęli na powierzchnię. Schowałyśmy naszych podopiecznych w kulach nie chcąc ich już więcej męczyć.
- Remis. - oznajmił Nate.
- To była wspaniała walka. - oznajmiłam, kiedy podałam mojej przyjaciółce rękę. Uścisnęła moją dłoń z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Musimy to powtórzyć. - stwierdziła.
- Z pewnością.
- Hej! - krzyknęła oburzona Riley. - Co z naszymi shakami?!
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Laura! - krzyknęła moja znajoma. Razem z nią szła inna dziewczyna. 
- Alexa. - ucieszyłam się. - Co u Ciebie?
- Wszystko w porządku. - oznajmiła. - Widziałam twoją walkę. Chciałabym przedstawić ci moją siostrę.
Siostra Alexy była do niej bardzo podobna. Miała blond włosy związane w kucyka białą kokardą, jasnozielone oczy oraz jasną karnację. Była ubrana w biały podkoszulek, szare spodnie i sportowe buty. Na lewej ręcę miała jasnozieloną bransoletkę, a na szyji zawieszony profesjonalny aparat. Wydawała mi się znajomą osobą.
- Jestem Viola. - przedstawiła się. - Liderka sali w mieście Santalune. Z przyjemnością stoczę z Tobą bitwę o odznakę. Moim podopiecznym przyda się porcja ruchu po długiej przerwie...
Byłam podekscytowana podobnie jak Ninja. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. W końcu stanę na pojedynek o pierwszą odznakę...




Hej :) Jak się wam podoba rozdział? 
Ja jestem z niego bardzo zadowolona :). Dziękuję z całego serca z 2000 wyświetleń. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :). Kolejny rozdział w następnym tygodniu.