piątek, 14 października 2016

Rozdział siódmy część druga - Przyjaźń na zawsze

Laura

- Nie! Ninja! Nie kupię ci lodów czekoladowych! - wrzasnęłam na podopiecznego, kiedy próbował wymusić ode mnie piątą gałkę przepysznego deseru. Chwycił się desperacko wózka z lodami trzymając się przednimi łapkami z nikłym zamiarem odejścia bez lodowego przysmaku. Ciągnęłam go za tylne kończyny próbując wybić głupi pomysł mojemu starterowi. 
Sprzedawczyni patrzyła na nas z politowaniem. Pewnie swoim zachowaniem odstraszaliśmy jej potencjalnych klientów oraz zwracaliśmy szczególną uwagę na siebie wielu przechodniów myśląc, że jakaś zła matka nie pozwala kupić własnemu synkowi lodów.
- Fro..kie. - jęczał.
Zaczerwieniłam się ze wstydu. Fennekin popatrzyła obojętnym wzrokiem na Froakiego. Z wyraźną niechęcią i poświęceniem wskoczyła mi na ramię po czym bez żadnego ostrzeżenia dmuchnęła w niego niewielkim płomieniem ognia. Ninjy skurczyły się źrenice. Wyskoczył wysoko trzymając się za kuperek, z którego wydobywał się dym spowodowany wcześniejszym kontaktem z ogniem. Przeraźliwy pisk rozniósł się po całym Olivine powodując całkowite osłupienie wśród przechodniów. Fraokie wskoczył do najbliższej fontanny i z wyraźną ulgą wypisaną na buzi odetchnął po bolesnym wstrząsie.
- Megan. - obdarzyłam ją piorunującym wzrokiem. Jednak nie wyszedł mi z powodu zachowanie Ninjy. Byłam bliska wybuchnięcia śmiechu. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Fennekin. - wytłumaczyła odwracając oskarżycielsko o głowę oznajmiając, że nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać ze mną na ten temat.
Załamałam ręce.
Gdybym wiedziała, że tak trudno jest wychować dwójkę kapryśnych nastolatków - Pokemonów to przeczytałabym z kilkanaście książek chcąc zrozumieć ich ciągłe fochy oraz zrozumieć, gdzie popełniłam błąd w ich wychowaniu.
Wzięłam Megan w ramiona. Stawiała wyraźny opór próbując wydostać się w uścisku. W końcu ugryzła mnie mocno w dłoń. Jęknęłam cicho zagryzając dolną wargę zębami. Po nadgarstku spłynęły mi krople świeżej krwi, które powoli spływały po całej ręcę i spadały na ziemię.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytałam ze łzami w oczach. Nie sądziłam, że ból spowodowany zwykłym ugryzieniem okaże się taki okropny. Megan ułożyła swoje duże uszy w smutnym geście. Zaczęła lizać mi rękę, kiedy zrozumiała swój czyn. Froakie wskoczył mi na ramię i morderczym wzrokiem spojrzał na spłoszoną Fennekin. Ta wyskoczyła mi z uścisku i z podkulonym ogonem uciekła w stronę tłumu przechodniów. Chciałam pobiec za nią, gdy przede mną niespodziewanie wyrosła Riley z miną troskliwej matki rozkazała mi odkazić rany w najbliższym Centrum Pokemon.
- Ninja. - poklepałam mojego partnera, który prawie zemdlał na widok krwi. - Idź po nią...

Megan

Biegłam najszybciej jak potrafiłam wśród niezliczonej ilości przechodniów starając jak najprędzej wydostać się z labiryntu nieskończonych rozmów, hałasu, zapachu spalin, krzyku dzieci oraz złowrogich spojrzeń.
Ludzie.
Nigdy nie istniała przyjaźń pomiędzy Pokemonem a człowiekiem... Nabrałam takich przekonań, kiedy przeżyłam ogromny zawód spowodowany przez byłą trenerkę. Pamiętam jakby wydarzyło się to wczoraj...
Spotkaliśmy się pewnego pięknego, wiosennego dnia. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ do laboratorium profesora Sycamore - mojego pierwszego, troskliwego opiekuna miała zagościć gromadka nowych, przyszłych trenerów. Z emocji cały czas skakałam po holu czekając z niecierpliwością na nich. Minęło kilka dobrych godzin zanim poznałam ją.
Weszła do głównego holu z pewną dozą nieśmiałości tak cichutko jak ciepły, delikatny powiew wprawiający w ruch kłosy. Miała niecałe dwanaście lat. Wyglądała jak zwyczajna dziewczynka marząca zostać królową Kalos. Długie, blond włosy miała spięte w dwa urocze kucyki za pomocą różowych kokardek, buzię miała pulchną pokrytą niezliczoną ilością piegów, usta były koloru krwistoczerwonego układające się w duży uśmiech, bystre błękitne oczy z dokładnością oglądały pomieszczenie. Miała na sobie różową sukienkę z dużą białą kokardą zawiązaną w tali oraz fioletowe pantofelki.
- Jesteś idealna. - oznajmiła, kiedy zobaczyła mnie ukrytą za jednym z regałów z książkami. Przytuliła mocno.Wesoło pomerdałam ogonkiem wyrażając własną radość. - Od tego momentu będziemy stanowić niezwykły duet w pokazach.
Na samą myśl o spędzeniu z nią czasu moje serce zabiło mocniej. Nie wiedziałam wówczas, że pokazy to najgorsza rzecz z jaką przyjdzie mi się zmierzyć.
Wykonywałam wszystkie polecenia posłusznie chcąc za wszelką cenę zadowolić trenerkę. Z każdym kolejnym treningiem, występem czułam się coraz gorzej. Te wszystkie niewygodne i kompromitujące wdzianka, drażliwe światła reflektorów, okrzyki publiczności tworzyły mieszankę wybuchową powodując ciągłą niechęć. Nie chciałam tego robić. Bardziej ciągnęło mnie do pojedynków, solidnego treningu fizycznego oraz ogromnej satysfakcji z wygranej. Z niezwykłym zapałem oglądałam po cichaczu zawody Pokemonów w Centrum Pokemon, kiedy wszyscy spali. Tak bardzo się w to wciągnęłam, że na pokazach byłam myślami odległa w Lidze Kalos. Moja trenerka nie zareagowała w pozytywny sposób, kiedy spuściłam się w staranie o zdobycie klucza.
- Dlaczego nie chcesz ubrać tego?! - wydarła się pewnego razu, kiedy pogryzłam kiczowate, ciasteczkowe wdzianko. Smakowało przepysznie. - Tyle dla Ciebie zrobiłam. To jest nasze wspólne marzenie, więc oczekuję od Ciebie zaangażowania.
Bardzo pragnęłam sprostać jej wymaganiom, ale okazywały się one ponad moje siły. Trenerka również przestała dbać o mnie.  Przyczyniło się to do bolesnego przeżycia.
Pamiętam dokładnie ten dzień. Nastała wówczas okropna zima z niemiłosiernie niską temperaturą oraz poważnymi opadami. Moja trenerka z hardością szła przez niesprzyjające warunki pogodowe ubrana w ciepłą, różową kurtkę oraz otulona puchatym szalem i ogromną czapką na głowie. Dzielnie kroczyłam za nią zamrożonym ogonkiem i bliska rozchorowania się przez paskudne zimno. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciała zamknąć mnie w Pokeballu. Po chwili doszłam do wniosku, że to zwyczajny trening będący karą za ostatni występ, który całkowicie zepsułam zapominając jednego ruchu. Byłam przekonana, że to chwilowe ostrzeżenie za złe wykonanie układu. Bardzo się pomyliłam.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kurtki mój Pokeball. Zamerdałam wesoło ogonkiem przeczuwając, że moje katusze na tym mrozie się skończyły. Wtedy moja najlepsza przyjaciółka rzuciła czerwono-białą kulą prosto w najbliższe drzewo. Siła była tak duża, że kula rozpadła się na małe kawałeczki.
- Od teraz nie jesteśmy drużyną.
Te słowa na zawsze utknęły w mojej pamięci. Pierwsze co poczułam to okropny ból w okolicach serca. Nie rozumiałam co przed chwilą zaszło. Moje emocje wzrosły, kiedy dziewczynka znajdowała się daleko ode mnie. Z wszystkich sił starałam się ją dogonić, ale moje krótkie nóżki utrudniały mi to zadanie.
Tamten dzień na zawsze zmienił moje życie. Zaczęłam spostrzegać ludzi jako wrogów, którzy wraz z czasem pozbywają się niepotrzebnych przyjaciół. Przez pewien czas wiodłam prawdziwe, szczęśliwe życie w pięknym lesie wśród małych Pokemonów. Niestety moje harmonijne czasy w dziczy przerodziły się w koszmar, kiedy do lasu wprowadziła się grupa olbrzymich dyktatorów nękających mieszkańców. W końcu dopadli i mnie powodując kilka powierzchownych ran. Uciekłam przed nimi, dzięki znajdującego się niedaleko budynku, w których byli przekonani, że robi się eksperymenty na Pokemonach. Było to zwykłe Centrum Pokemon.
Tam zaczęła się moja kolejna przygoda... razem z niedorozwiniętym Froakiem, niedawno poznaną Kirlią oraz dziewczyną o imieniu Laura.
Humor poprawił mi się na myśl o trenerce.
Mimo swojego nierozgarnięcia Laura jest bardzo dobrą przyjaciółką. Zawsze mnie wspiera w czasie bitwy oraz doradza jakiego ataku mam użyć, aby skutecznie znokautować przeciwnika. Jednak staram się być wobec niej oschła. Nie mam do treneki dużego zaufaniu z powodu jeszcze nieodkrytych zamiarów wobec mnie. Próbuję. To dobre słowo,  ponieważ czasami zniżam się do poziomu dawnej Fennekin, która okazuje uczucia. Kiedyś taka byłam, ale życie w samotności nauczyło mnie niezależności oraz dumy. I takimi cechami zamierzam się kierować w stosunku do całej drużyny.
Megan.
Samo nadanie imienia było bardzo ciekawym doświadczeniem. Zważywszy na to, że mało jaki trener nazywa swoich podopiecznych. Megan znaczy niezależna, dumna, piękna oraz z królewskim rodem. Z tymi określeniami kojarzy mi się moje piękne imię. Myślę, że specjalnie wybrała....
Nastawiłam uszy.
W ostatnim momencie odskoczyłam przed jasnoniebieską kulą. Zobaczyłam Pokemona poruszającego się na dwóch tylnych łapach, który z hardym wzrokiem spoglądał na mnie. Uśmiechnęłam się ironicznie. Idealna chwila na stoczenie walki.
- Riolu! Kula Aury! - rozkazała jego trenerka.
Wytworzył w łapkach podobną broń co wcześniej z ogromnym zamiarem użycia go na mnie. Stworek biegł w moim kierunku w szybkim tempie. ,,Ale mi się trafił przeciwnik" - pomyślałam z zachwytem po czym odbiłam kulę za pomocą Stalowego Ogona. Stworek znacząco odleciał kilka metrów dalej tworząc za sobą ogromne tabuny kurzu. Mimo bolesnego spotkania z moim ogonkiem na jego buzi pojawił się duży uśmiech.
- Ukryta Siła!
Przyjęłam bojową postawę chcąc użyć silnego Miotacza Płomieni na przeciwniku, kiedy usłyszałam przerażony głos mojej trenerki. Wbiegła ona przede mną biorąc cios na siebie. Przez chwilę panowała całkowita cisza, a na twarzy trenerki Riolu pojawił się grymas przerażenia. Po czym Laura wydała cichy jęk i z wielkim hukiem poleciała w stronę najbliższego drzewa. Na szczęście w ostatnim momencie złapał ją Froakie za pomocą Frąbelków, z których zrobił biały, bąbelkowy sznur.  Zaplątał go wokół nastolatki zatrzymując ją w locie i powodując niezbyt bolesny upadek na ziemi.
- Megan jest moja. - zawołała, kiedy chwiejnym krokiem wstała z piasku strzepując z siebie niepotrzebny kurz.
- Przepraszam. - podbiegła do niej przestraszona trenerka Riolu pomagając utrzymać jej równowagę. Zawarczałam na nią ostrzegawczo, kiedy dotknęła Laury. To samo zrobił niebieski stworek widząc gwałtowne ruchy nieogarniętej brunetki...
Nasze spojrzenia spotkały się wyrażając pewną dozę nienawiści oraz wyraźnej pogardy. Od razu wiedziałam, że między nami nigdy nie zagości zgoda zważywszy na złowrogie zamiary. Warczeliśmy na siebie nieustannie z każdą sekundą z coraz większym pragnieniem zaatakowania.
- Ty mi kogoś przypominasz. - stwierdziła rudowłosa trzymając pod ramię siedemnastolatkę. - Jesteś dziewczyną, z którą mam się zmierzyć w pierwszej rundzie.
Laura obdarzyła rozmówczyni długim spojrzeniem.
- Tak. - przypomniała sobie. - Sophie...
- ... Laufen. - dokończyła. - Sophie Laufen.
- Sophie?!
- Laura? - zdziwiła się. - Stara! Parę dobrych lat cię nie widziałam. Co tu robisz?
Słysząc konwersację nastolatek kopary opadły nam do ziemi. Całkowicie nie rozumieliśmy radości naszych trenerek. Przecież jego ruda 'marchewka' są przeciwniczkami. Dziewczyny zawzięcie rozmawiały ze sobą oraz śmiały się wniebogłosy, że miałam wielką ochotę walnąć głową w drzewo i spytać się, gdzie popełniłam błąd.

Kilka godzin później

Laura wróciła bardzo późnym wieczorem, kiedy reszta jej młodszych przyjaciół już od dawna słodko spała. Czekałam na nią zdenerwowana chcąc opieprzyć ją za nieodpowiedzialne zachowanie. Jest zdecydowanie za młoda, żeby wracać po północy do pokoju. Wraz z przekręceniem się klucza w drzwiach Ninja i ja podbiegliśmy pod nie w celu zobaczenia trenerki. Galia słodko spała od kilku godzin tłumacząc nam, że brunetka spedza przyjemnie czas z przyjaciółką. Nie wierzyłam jej. Pewnie biedna Laura przeżywała istne katusze musząc stawać w pojedynkę z wrednym Riolu.
- Ninja. - ucieszyła się widząc swojego startera. Obdarzyłam ją wkurzonym spojrzeniem.
- Fenne-kin. - zaczęłam.
- Zazdrosna?
Prychnęłam i odwróciłam obrażona głowę.
- Podobno podoba ci się Riolu. - mrugnęła porozumiewawczo oczkiem.
Zawarczałam.
- Tylko się z Tobą drażnię. - uśmiechnęła się. - Jutro skopiesz mu tyłek.
Ta wiadomość poprawiła mi humor.
Po pół godziny cała nasza czwórka leżała rozwalona na jednym łóżku w różnych dziwacznych pozach. Galia miała nogi na brzuchu Laury, Ninja miał prawą stopę trenerki pod nosem, a ja leżałam ściśnięta pomiędzy ścianą a nastolatką.
- Przepraszam. - wyszeptała przez sen. Miała zamknięte oczy i niepokojąco poruszała rękami. - Nie chciałam tego zrobić.
Domyśliłam się co dręczyło moją trenerkę. Uwolniłam się z ciasnego ścisku i położyłam się blisko niej. Dziewczyna objęła mnie mocno z wielkim uśmiechem na twarzy. W takich pozycjach - wszyscy szczęśliwie przespaliśmy kilka pięknych godzin.

Cała nasza czwórka wkroczyła na pole bitwy z prawdziwy hartem ducha chcąc zdobyć miejsce w półfinale. Walka zapowiadała się na bardzo wyrównaną z powodu silnego przeciwnika. Riolu posłał mi wyzywające spojrzenie oraz chytry uśmieszek. Postanowiłam pograć mu na nerwach obdarzając go uwodzicielską pozą oraz przenikliwym spojrzeniem. Niebieski stworek pogardliwie prychnął.
Ustawiliśmy się na wyznaczonych miejscach z ogromnym zamiarem poderżnięcia sobie nawzajem gardeł. Z emocji zaczęłam niespokojnie poruszać się po boisku, warcząc przy tym na przeciwnika. Riolu zachowywał się podobnie. Niezrozumiałe przemówienie arbitra trwało w nieskończoność odbierając całą radość ze skopania tyłka niebieskiemu debilowi. Laura posłała mi przyjazny uśmiech w celu uspokojenia moich pragnień. Niestety to nie pomogło.
Sama nie wiem, ale od początku znienawidziłam go. To stało się wraz z zobaczeniem jego paskudnej mordy. Ten podły uśmieszek skojarzył mi się z tak dużą pewnością siebie, że miałam ogromną ochotę wbić go w ziemię za pomocą Stalowego Ogona. Jeszcze nigdy nie zareagowałam tak negatywnie na przeciwnika. Wydaję mi się, że to wszystko wzięło się z przerwanych przemyśleń na temat bolesnej przeszłości lub możliwości spotkania silniejszego przeciwnika ode mnie.
:Laura korzystając z okazji wyciągnęła swój mały komputerek z kieszeni w celu zweryfikowania niebieskiego dupka:


Riolu  - pokemon pies. Stworek porusza się na dwóch łapach, dzięki czemu może z niezwykłą szybkością zadawać ciosy przeciwnikowi. Jest wrażliwy na moc aury. Jest bardzo lojalny względem trenera.

- Bitwę czas zacząć! - oznajmiła arbiter. Te słowa były bardzo przyjemne dla mojego serca.
Cała publiczność przestała istnieć w ciągu kilku sekund. Byłam tylko ja oraz wróg i moja prawdziwa rodzina: nierozgarnięty, ale lojalny przyjaciel Fraokie Ninja, nieśmiała Galia trzymająca za mnie kciuki i prawdziwa przyjaciółka, o której zawsze marzyłam - Laura. Z takimi kibicami nie mogłam przegrać walki. 
Jako prawdziwa dama rozpoczęłam spotkanie od najbardziej dużego Miotacza Płomieni jakiego w stanie mogłam wytworzyć. W ciele towarzyszyło mi przyjemne ciepło sprawiające satysfakcję z powodu podpalenia przeciwnika. Ten naprężył swoje chuderlawe łapki reprezentując niewidoczne mięśnie. Napinał je jakby był zawodowym siłaczem  lub narcystycznym Machompem. Pochłonęła go fala ciepła tworząc gigantyczne tornado. Stracił z pewnością dużo siły.


Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam niewzruszonego Riolu prezentującego swoje mięśnie jakby Miotacz Płomieni nie wywarł na nim najmniejszego wrażenia. posiadał tylko kilka nieznaczących zadrapań spowodowanych ogniem.
Wbiłam moje pazurki z nerwów w ziemię. Moje starania poszły na marne. Nie mogłam znieść jego potwornego uśmieszka na twarzy, więc bez najmniejszego ostrzeżenia ruszyłam na niego z prawdziwą furią wymalowaną na buzi. Próbowałam podrapać go z całych sił swoimi ostrymi pazurami, ale ten frajer unikał wszystkie moje  nieudane ciosy. Taka zabawa trwała kilka dobrych minut przyprawiając mnie o zawrót głowy. W końcu Pokemon zadał mi najmocniejszy prawy sierpowy jaki przeżyłam w życiu. Poleciałam daleko od tyłu pozostawiając za sobą zranioną dumę. Uderzyłam w ścianę powodując małe wgniecenie. Mimo bolesnego lotu czułam, że tak szybko się nie poddam. Wykonałam kolejny Miotacz Płomieni, w którego wskoczyłam i otoczona przez falę ognia wytwarzaną przez cały czas z mojego pyszczka dopadałam Riolu uderzając w niego Stalowym Ogonem otoczonym przez dzikie płomienie. Podobnie jak ja uderzył z impetem w ścianę. Odrobinki pyłu spadły na jego ciało powodując lekkie zabrudzenie, jednak nie zmył on pewnego siebie uśmieszka.
Podobnie jak na początku naszego spotkania zaczął wytwarzać jasnoniebieską kulę w swoich przednich łapkach. Z kolei ja wytworzyłam złotą kulę w pyszczku. Oba pociski spotkały się pośrodku powodując niezły wybuch. Przymknęłam delikatnie oczy, aby żadne drobinki piasku nie zawadzały mi widoczności. Z ogromnej burzy powstałej ze zderzenia się ataków wyskoczył niespodziewanie Riolu rzucając we mnie fioletową kulę. Nie poczułam żadnego bólu.
Bez chwili wytchnienia pognałam prosto na przeciwnika po czym odbiłam się od jego głowy, aby posiadać dobry punkt ataku. Małe, złote i pomarańczowe drobinki pyłu tworzące spektakularny efekt spadły prosto na Riolu zadając mu poważne uszkodzenia poprzez poparzenie. Nagle przeszedł mnie ogromny skurcz. Wokół zaczęły lewitować małe, fioletowe kulki odbierające mi energię. Spadłam na ziemię z impetem.
- Skąd on zna ten ruch?! - zdziwiła się moja trenerka.
To była Trucizna. Powodowała poważne rany w ciele przeciwnika powodując zabranie energii w kolejnych turach. Ja już mu pokażę!
Z całych sił się skoncentrowałam, aby ten ruch wyszedł jak należy. Mrugnęłam do niego uwodzicielsko z przesłodzonym, sztucznym uśmiechem czekając na efekt końcowy. Małe, różowe serduszka poleciały w stronę przerażonego Riolu. Wydarzyła się rzecz niezwykła. W połowie drogi serduszka rozpłynęły się powodując wielki uśmieszek na buzi debila. Do tego fioletowe kuleczki ponownie zaatakowały.
Niebieski stworek zaczął biec w moim kierunku z niewyobrażalną prędkością pozostawiając za sobą białą smugę. W ostatnim momencie uniknęłam zderzenia łapiąc jednocześnie zębami ogon wroga. Prędkość nadana przez przeciwnika spowodowała, że zakręciłam się kilka razy wrzucając go w ziemię. 
Zaczęłam ciężko oddychać. Długo nie pociągnę tej walki. Czas zadać ostateczny cios nokautujący przeciwnika.
Zamierzałam użyć Miotacza Płomieni jako mojej tajnej broni. Ten moment przypomniał mi wcześniejszą walkę. Laura zachowała się niezwykle głupio i nieodpowiedzialnie wchodząc na pole walki pomiędzy walczące ze sobą Pokemony. Skończyło się to na kilku siniakach i potłuczeniach... ona zrobiła to dla mnie! Chciała ochronić przez niebezpieczeństwem! Jaka ja byłam głupia, kiedy ugryzłam ją dzisiaj! Przecież Laura mnie bardzo kocha. Od samego początku obdarzyła miłością, a ja głupia nie potrafiłam tego dostrzec!
Ponownie skoczyłam wysoko chcąc zadać odpowiedni cios. Riolu uczynił to samo. Z buzi wybuchł prawdziwy płomień pochłaniając przeciwnika. Myślałam, że zwycięstwo miałam w kieszeni, kiedy z czeluści ognia wydostał się Riolu. Trucizna ponownie osłabiła mój organizm. Stworek dotknął mnie swoją prawą łapką powodując silne odrzucenie w tył. Ponownie trafiłam w ścianę spadając z niej osłabiona.
- Fennekin jest niezdolna do walki. - oznajmiła arbiter. 
Laura podbiegła do mnie zmartwiona. Wzięła mnie na ręce i delikatnie pogłaskała. Nie mogłam znieść faktu, że ją zawiodłam.
- Fantastycznie się spisałaś. - pochwaliła. - Jestem z Ciebie bardzo dumna.

Laura

- Bardzo będę za Wami tęsknić. - przyznałam ze łzami w oczach, kiedy żegnałam się z całą paczką przyjaciół.
Za dziesięć minut miałam odlecieć samolotem do Lumoise wracając do swojej podróży po Kalos i zdobywania odznak. Mój pobyt w Olivine przedłużył się o kilka dni z powodu wzięcia udziału w pokazach. Wujek na szczęście to zrozumiał oraz czekał na mnie z niecierpliwością. Bardzo się za nim stęskniłam.
Przytuliłam się do Aiki serdecznie dziękując za pomoc przy choreografii na występ mój i Galii. Tym samym gestem obdarzyłam Nate dziękując za cierpliwość do Froakiego w czasie prób oraz podkładania głosu mojemu nieznośnemu starterowi. 
Z Riley żegnałam się najdłużej. Byłyśmy ściśnięte przez dobre kilka minut. Nasze bluzki wsiąkły łzy. Bardzo jej podziękowałam za wszystko. Pożegnałam się z nią całusem w policzek zapraszając do Kalos.
Mei wyjechała kilka dni wcześniej. Z nią miałam podobne pożegnanie.
Weszłam do samolotu w ostatnim momencie tuż przed zamknięciem przez stewardesę drzwi. Odetchnęła z ulgą, kiedy zajęłam miejsce przy oknie z Ninją obok mnie. Pomachałam trójce przyjaciół na pożegnanie. Zdałam sobie sprawę, że przez cały pobyt w Johto nie zeskanowałam podopiecznej Riley. Zrobiłam to natychmiast:


Chikorita - Pokemon trawiasty. Jest potulnym stworkiem. Za pomocą swojego liścia na głowie może oczyścić powietrze. Nie lubi wdawać się w walki. Została wybrana na jednego ze starterów w regionie Johto z powodu przyjaznego charakteru.

- Miło cię widzieć. - oznajmiła znajoma. Była to Alexa ze swoją Helioptile oraz siedzącą obok niej Violą. Przynajmniej będę miała dobre towarzystwo podczas długiej podróży samolotem.

Hej :)
Przepraszam za znaczne opóźnienie, ale zaczynałam ten rozdział z kilka razy. Chciałam, aby wyszedł idealny. Mam nadzieje, że przypadł Wam do gustu.
Mam pytanie do innych pisarzy blogów pokemonowych. Jak wybieracie swoją drużynę stworków? Macie zaplanowane od samego początku? Będziecie mieć standardowe sześć czy więcej? 
Kronikarzu ;) następny rozdział będzie zawierał małą niespodziankę dla Ciebie :3
 Co sądzicie o zachowaniu Fennekin i jej przeszłości?








niedziela, 2 października 2016

Rozdział siódmy część pierwsza - ... chce Wam opowiedzieć o mojej przyjaźni z tym pasztetem.

Laura

- Cholera! W co ja się wpakowałam?! - wrzeszczałam w myślach. Stałam na scenie zasłoniętą bordową kurtyną. Słyszałam wyraźnie podekscytowane szepty publiczności nie mogącej doczekać się kolejnego występu oraz prowadzącą informującą publiczność o moim pochodzeniu. Przez małe, wąskie szczeliny padały promienie reflektorów dając odrobinę światła.
Przelatywałam w myślach zaplanowany scenariusz występu pamiętając o najważniejszych szczegółach takich jak ciągły kontakt z widownią i jurorami oraz pełne zaufanie Pokemonowi. Poprawiłam moją sukienkę. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że Riley dała radę namówić mnie na pokaz w tym stroju. Wyglądałam jak baletnica z nadwagą. Do tego ten seksowny biały kolor podkreślał moje niedoskonałości, nie wspominając o idealnym kucyku związanym śnieżnobiałą wstążką oraz srebrnym brokacie na całym ciele. Nie wiem czy kiedykolwiek pozbędę się tych drobinek szatańskiego pyłu!
- ... przed państwem wystąpi niezwykła nastolatka z Kalos! Laura Sycamore! Wielkie brawa dla niej! Dzisiaj będzie jej debiut! - oznajmiła prowadząca.
- Chyba porażka. - wyszeptałam.
Czerwono-biała kula, którą trzymałam w przy specjalnym pasku służącym jako ozdoba stroju baletnicy potrząsnęła się lekko. Galia wyczuła moje emocje, które udzieliły się również jej. Próbowałam uspokoić oddech, aby nie popaść w całkowity stres. Niestety moja trema to złośliwa i podła zabójczyni pewności siebie. Od prezentacji trenera oraz piękna podopiecznego zależy przejście do kolejnego etapu ocenianych przez Wielką Trójkę, czyli trio bezwzględnych jurorów.
Światła reflektorów na moment oślepiły moje oczy. Szybko przyzwyczaiłam się do białego światła. Publiczność wydawała mi się czarnym tłumem, a cisza jaka panowała dodała zastrzyku zapomnianych dawno niesamowitych uczuć. Przypomniała mi wspaniałe lata, kiedy uczyłam tańczyć się baletu pod czujnym okiem jednej z najlepszych nauczycielek w Kalos. Cudownych dziesięć lat ćwiczeń, poz oraz akrobacji nie poszły w zapomnienie. Niestety z powodu głębokiej depresji spowodowanej pewnym wypadkiem i poważna kontuzja stawu skokowego zastrzygnęła o przerwaniu kariery baletnicy. Ta mieszanka wybuchowa doprowadziła do nawyku podjadania i spadku sprawności fizycznej. Jednak teraz na tej scenie nie byłam zwykłą nastolatką wspominającą swoje dzieciństwo, ale młodą baletnicą cieszącą się własnym debiutem.
Usłyszałam znajome, spokojnie takty muzyki klasycznej. Zamknęłam oczy, aby lepiej wsłuchać się magię melodii oraz dodać dramatyzmu występowi. Zaczęłam od nieśmiałych ruchów rękami oraz lekkich obrotów na palcach. Po chwili nadszedł moment w muzyce, który ze spokojnej, sielankowej nuty przechodził w bardziej ekspresyjne dźwięki. To była idealna chwila. Wyrzuciłam w powietrze Pokeballa robiąc przy tym piruety wokół własnej osi na palcach prawej stopy zachowując rozpogodzony wyraz twarzy. Czułam w kościach, że będę miała poważne zakwasy i przez najbliższy tydzień nie wyjdę z łóżka, ale dla takiej radości jaką w sobie posiadałam mogłabym tańczyć codziennie. Powiedziała dziewczyna, która nienawidzi ruchu! Obok mnie pojawiła się Galia przybierając podobną pozę. Wtedy zaczęłyśmy nasz wymyślony układ. Dałyśmy się ponieść muzyce, emocjom oraz nieopisanej radości. Galia wytworzyła śnieżnobiałą kulę, która poleciała wysoko. Wybuchła powodując deszcze srebrnych drobinek na nas, kiedy ponownie wykonywałyśmy piruety. Po chwili ukłoniłyśmy się nisko czekając na werdykt. Przez pierwsze sekundy publiczność milczała wprawiając mnie w zaniepokojenie czy występ nie przypadł im do gustu. To była tylko cisza przez ogromną burzą oklasków. Publiczność oszalała! Wstała z miejsca, aby pochwalić nasz pokaz nie kryjąc zachwytu. Nawet jurorzy podnieśli się ze swoich foteli.
Pierwsza odezwała się Jasmine - tutejsza liderka sali typu kamiennego. Miała piękne, kasztanowe włosy splecione w warkocza, łososiową sukienkę oraz pogodny wyraz twarzy.
- Twój występ był olśniewający. - stwierdziła. - Twoje ruchy zaczarowały publikę, która nie mogła oderwać od Ciebie wzroku. Kirlia pojawiła się w idealnym momencie podkreślając piękno występu.
- Dziękuję. - ukłoniłam się zdyszana.
Następnie głos zabrała dobrze mi znana siostra Joy z pobliskiego Centrum Pokemon. Miała na swój tradycyjny strój pielęgniarki.
- Jedno słowo. Magiczny.
- Dziękuję.
Trzecim jurorem był znany znawca mody Mallys mieszkający w Kalos, ale mający pochodzenie z Johto. Był samym projektantem ubrań królowej Arii oraz bardzo szanowanym krytykiem wśród swoich kręgów. Jego obawiały się najbardziej wszystkie uczestniczki występujące w pokazach.
- Powiedź mi Laura. - zaczął swoim surowym tonem z kamienną miną. - Czy znasz pojęcie prezentacji Pokemonów?
- Tak. - odpowiedziałam pewnie. Żaden modniś nie zepsuję mojej pewności siebie przez własne humorki.
- Odnoszę inne wrażenie. - odparł. - Ten występ był bardziej twoim debiutem niż twojej podopiecznej. Widownia skupiła uwagę nad talentem wspaniałej baletnicy, Kirlia grała tam tylko nieznaczny dodatek dodając efekty specjalne podkreślające występ. Ludzie bardziej zachwycali się magią twoich ruchów niż podziwianiem Pokemona. - wytłumaczył. - Sam występ nie był zły. Osobiście jestem pod wrażeniem umiejętności nabytych przez godziny ciężkich treningów. Zauważyłem tylko pewne niepokojące aspekty. Podczas występu delikatnie podwinęła ci się bluzka. - publika zachichotała. Mallys odwrócił się do widowni ze swoją poważną miną. - Wy tylko o jednym.- publiczność wybuchnęła śmiechem. Juror nie przejął się zbytnio reakcją tłumu tylko powrócił do rozmowy. - Na brzuchu zobaczyłem ogromnego siniaka. - wyszeptał na tyle głośno, aby pozostałe jurorki oraz ja z Kirlią zdołałyśmy usłyszeć. - Czy jest on z treningu? Czy może ktoś cię skrzywdził?
Jego twarz nie zmieniła się, kiedy zadał to trudne pytanie. Jednak dostrzegłam pewne iskierki zaniepokojenia w jego błękitnych oczach. Podobnie wyglądały pozostałe jurorki z niecierpliwością wyczekujące odpowiedzi.
- Nie. - zapewniłam ich. Wgłębi ducha modliłam się, żeby uwierzyli w mój spokojny ton oraz sztuczny uśmiech. - Uderzyłam się mocno w kant stołu w nocy.
Wielka Trójka popatrzyła na siebie porozumiewawczo.
- Bardzo dziękujemy za występ. - oznajmiła Jasmine. - Wyniki pozostaną podane za niecałą godzinę. Przed nami kolejny...
Zbiegłam ze sceny cała czerwona i spocona ze stresu. Kurde! Nieźle wpadłam! Karciłam się w myślach, że podkusiło mnie, aby wziąć udział w tych zawodach. Mogłam spokojnie oglądać pokazy o wiele bardziej utalentowanych osób. Jakby wydała się prawda o cholernych siniakach to byłby koniec ze mną!
- Laura. - wyszeptała zaniepokojona Kirlia. Była ona blada oraz ledwo trzymała się na swoich chudych nóżkach. - Wszystko w porządku?
- Tak. - odparłam sprawdzając czy podopieczna nie była chora.
- O wszystkim wiem. - oznajmiła. Zignorowałam ten fakt nie wiedząc o czym mówi. - O twojej przyszłości.
Zamarłam.
- Widziałam ją dokładnie. - oznajmiła. - Czułam w sobie wszystkie uczucia jakie się w Tobie kłębiły przez lata.
- Galia. - kucnęłam naprzeciwko niej. - Obiecaj mi, że to pozostanie między nami. To będzie nasza wspólna tajemnica.
- Nie chcesz nikomu powiedzieć o tym, że...
- Nie. - przerwałam jej. - To jest zbyt bolesne dla mnie. Nie chcę rozdrapywać starych ran. Ten rozdział został przeze mnie zamknięty na zawsze.
- Ale...
- Nie! - podniosłam głos. - Nie mieszaj się w moją przeszłość!
Zdenerwowałam się. Schowałam Galię do Pokeballa patrząc się pustym wzrokiem w ciemną przestrzeń. Odruchowo chwyciłam się za brzuch, gdzie znajdował się dużych rozmiarów siniak. Kiedy go mocniej dotykałam przechodził mnie bolesny dreszcz po ciele.
- Tu jesteś Laura! - wyskoczył niespodziewanie uradowany Nate. - Chodź zobaczyć występy łatwej konkurencji. - chwycił moją prawą dłoń zmuszając do pójścia za nim. Odetchnęłam z ulgą, kiedy go zobaczyłam. Uwolnił mnie od rozmyśleń nad starymi dziejami...

Publiczność znalazła swoich kilku faworytów. Niestety nie zdołałam zapamiętać żadnego z występu z powodu ciągłych przemyśleń na temat przeszłości. Przed oczami przeleciały mi bolesne wspomnienia pomieszane z dobrymi chwilami spędzonymi z wujkiem.
Tak bardzo chciałam wrócić do Lumoise! Chciałam znaleźć w małym, przytulnym pokoju z wielkim kominkiem z kamiennym wykończeniem. Wtulić się w ulubiony puchaty, ciemnozielony kocyk trzymając w rękach jasnozielony kubek z gorącą czekoladą i czytać po raz setny najlepszą książkę jaka wpadła w dłonie, czyli ,,Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz'' opowiadającą o słynnym Ashie Ketchumie i jego przygodach. Obok mnie siedziałby wujek - jedyna osoba bliska mojemu sercu. Czytałby swoje ulubione magazyny o Mega Ewolucji będąc opatulony ze mną kocem. Bardzo tęskniłam za takimi wieczorami w towarzystwie ta... wujka. Po raz kolejny chciałam nazwać go moim ojcem. Jakby na to nie patrzeć to jest moją jedyną bliską rodziną, więc mogę stwierdzić, że jest dla mnie jak tato.
- Froakie? - zaniepokoił się.
- Laura?! - potrząsnął mną delikatnie Nate. - Przeszłaś do kolejnego etapu.
- Co? - zdziwiłam się. Mój mózg trochę się popsuł od przypomnienia sobie niemiłych chwil. - Jakim cudem?
- Miałaś świetny występ. - oznajmił. - Tak stwierdzili jurorzy. Musisz się szybko przebrać! Za dwadzieścia minut będzie twój kolejny pokaz.
Moje smutki poszły w zapomnienie. Zamiast nich w moim sercu zagościła niespotykana radość pełna dużych nadziei na wygraną.
- Chodź Ninja. - zawołałam entuzjastycznie mojego podopiecznego. - Pora na występ prawdziwych gwiazd. - z wesołego zastrzyku emocji pomyliłam garderobę z męską toaletą. Wybiegłam z niej najszybciej jak potrafiłam zatrzaskując mocno drzwi. - Boże! Tego wstrętnego widoku nigdy nie wymarzę z pamięci! Do końca życia będę miała koszmary!
Ninja zaśmiał się głośno łapiąc się za brzuch i turlając się po podłodze.
- Bardzo zabawne! - zarumieniłam się. - Chodźmy się przygotować do występu. Teraz to ty w nim zabłyśniesz. - uśmiechnęłam się tajemniczo.

Drugi etap pokazów polegał na pokazaniu przyjaźni trenera z jego podopiecznym. Tym razem o przejściu do kolejnej części decydowała widownia, która za pomocą kolorowych lampek wskazywała na występ, który przypadł im do gustu. Jeśli liczba głosów przemieszczających się jako małe, kolorowe światełka przekroczy ponad siedemdziesiąt procent to gwarantuję to przejście do ostatniego etapu.
Weszłam pewnym krokiem na scenę ubrana w swój ulubiony podróżniczy strój: żółtą bluzkę z indiańskim motywem, zielone spodenki oraz bordowe trampki. Występując po raz drugi przed publicznością nabrałam spokoju ducha. Ninja wkroczył za mną ze swoją poważną miną. Posadziłam go na wysokim, barowym krzesełku przyniesionym wcześniej przez Nate na scenę. Światła lekko oślepiały moją twarz zakrywając publiczność.
- Witam ponownie wspaniałą publiczność! - przywitałam się. Na sali rozeszły się echem głośnie oklaski. - To jest Froakie. - pokazałam na niebieską żabę. - Jest wodnym starterem w regionie Kalos, którego otrzymałam od wujka Sycamore. Chciałabym przedstawić Wam historię naszej przyjaźni oraz wspólnej wyprawy ... z perspektywy mojego Pokemona.
Przez salę przeszły ciche pomruki. Przyłożyłam mikrofon wodnemu starterowi do buzi.
- Hej. - powiedział Froakie machając wesoło do publiczności. Przez chwilę panowała głucha cisza, gdy następnie wybuchły gromkie brawa. - Jak wspominała wcześniej Laura, chce Wam opowiedzieć o mojej przyjaźni z tym pasztetem. - przepłynęła fala śmiechu po widowni. - Zacznijmy od samego początku. - poruszał łapkami jakby wskazywał odległe czasy. - Kiedy dziesięcioletnie dzieciaki opuszczają własny dom pozostawiając szczęśliwych rodziców nie muszących użerać się z irytującymi pociechami. Niestety jej wujek musiał męczyć się z nią siedem lat dłużej. Współczuję mu. - wyznał. Publika zachichotała. - Nie śmiejcie się! Kiedy ja po raz pierwszy zobaczyłem Laurę stwierdziłem, że jej przyszły starter będzie miał przerąbane do końca życia! Przecież ona ciągle sapie jak traktor! Naprawdę wpadła do laboratorium niczym stado Donphanów, a jej dyszenie wziąłem za trzęsienie ziemi. - widownia zaczęła klaskać, kiedy Froakie krytykował moją słabą kondycję ze skwaszoną miną. - Nie tak wyobrażałem sobie moją trenerkę... Co to za wzrok?! - wskazał na chłopaka w drugim rzędzie. - Myślisz, że my Pokemony nie mamy upodobań względem idealnych towarzyszy?! Wy w czasie wyboru kierujecie się siłą, urodą albo talentem stworka nie zwracając uwagi na to, że podopieczny może mieć Was gdzieś. Taka prawda! Ciągle ględzenie to też Wasz atrybut. Wypominacie profesorowi, dlaczego nie MA odpowiedniego startera. Wy powinniście się cieszyć, że w ogóle te stworki z Wami wytrzymują. Wracając do tematu. - oznajmił. - Inaczej wyobrażałem sobie  mojego trenera. Wiecie jako Pokemon mający zostać Mistrzem Kalos widziałem siebie przy boku rosłego, silnego młodzieńca będącego prawdziwym twardzielem. Zamiast niepokonanego trenera trafiła mi się siedemnastolatka z nadwagą, z którą wstyd mi się pokazać na mieście. - załamał się. Publika oszalała. - Jednak ten pasztet nie jest wcale taki zły. Pewnego razu wkradnęła się do odrzutowca, aby uwolnić porwane Pokemony. Uratowała je wszystkie. Chciała zabrać za sobą jeszcze jednego, ale on stawiał wyraźny opór. Nie ufał jej. Później wybuchł pożar w maszynie, a ona została próbując wydostać upartego stworka. W końcu znaleźli się na takiej wysokości, że Pokemon nie wytrzymał i spadł w dół. Wiecie co zrobiła Laura? Skoczyła, aby uratować tego niedojdę. - publiczność zamilkła. - Dzięki niej przeżyłem. I z całego serca... - Ninja niespodziewanie skoczył na mnie mówiąc coś w swoim języku. Przytuliłam go mocno śmiejąc się wniebogłosy. Z Frąbelków wypadł mu mały mikrofon przez, który Nate podkładał głos mojemu podopiecznemu. Widownia wiwatowała przez kilka chwil oddając swoje głosy za pomocą lampek.
- Drodzy państwo. - wtrąciła się prowadząca. - Chce oznajmić, że...

Hej :)
Jestem w miarę zadowolona z rozdziału, ale brakuję mu więcej szczegółowych uczuć bohaterki :) zauważyłam to kończąc rozdział. Postaram się w  kolejny wprowadzić lepszy opis przeżyć. W tym tygodniu zrobię małe porządki na blogu. Zrobię zakładki kilku bohaterów.  Jak się Wam podoba rozdział siódmy?













niedziela, 25 września 2016

Rozdział szósty -Wielka próba. Laura Sycamore kontra Viola!

Wczesnym rankiem zaczęłam kolejną serię ćwiczeń. Tym razem mój trening polegał na wzmocnieniu więzi z całą drużyną. Wybraliśmy się na długi bieg po uliczkach magicznego miasta Olivine. Zachwycałam się tutejszą architekturą, majestatycznymi pomnikami, pięknem natury oraz świeżym morskim powietrzem. Trwało to dobre kilka minut, dopóki nie stanęłam przy pobliskiej tablicy ogłoszeń w celu zaczerpnięcia oddechu. Brak kondycji daje porządnie w kość.
- Froakie. - wrzasnął zniecierpliwiony wymuszoną przerwą. Bardzo przejął się dzisiejszą bitwą z Violą, więc nie brał pod uwagę żadnego odpoczynku. Galia zgromiła go zdenerwowanym wzrokiem. Dobrze zrobiła! Niech wie, że z kobietami nie można zadzierać!
- Zaraz do was dołączę. - wysapałam. Miałam już wrócić do treningu, kiedy moją uwagę przykuł pewien plakat.
,,Przeżyj niesamowitą przygodę!". Takie motto zachęcało młodych trenerów do wzięcia udziału w najbliższych nieoficjalnych zawodach pokazowych. Plakat był w kolorze jaskrawej neonowej zieleni z grubą czarną czcionką informującą o najważniejszych szczegółach. W rogach znajdowały się Pokemony typowe dla regionu Johto. Zawody miały trwać dwa dni z różnymi zadaniami dla określonej grupy wiekowej. Najbardziej (o dziwo!) nie rzucał się w oczojebny kolor plakatu, ale główne nagrody. Riley z zamkniętymi oczami mogłaby zgarnąć piękną, niebieską wstążkę z granatowym kamyczkiem na środku. Jednak najbardziej rzucała się nagroda w przedziale wieku od siedemnastu do osiemnastu lat. Można było wygrać jajko z tajemniczym stworkiem. Właściwie ten czynnik zmotywował mnie do podjęcia decyzji.
- Weźmiemy udział w pokazach koordynatorskich. - zdecydowałam bez możliwości zmiany zdania.
Galia natychmiast zareagowała entuzjastycznie swoimi skokami radości oraz prawdziwym, szczerym śmiechem. Po raz pierwszy widziałam ją tak szczęśliwą z powodu zwykłych pokazów. Innego zdania była Megan, która posłała mi spojrzenie wyraźnie mówiące, że nie zamierza ubierać się w słodkie, różowe ciuszki. Ninja okazał swojego rodzaju zadowolenie, kiedy oznajmiłam wszystkim:
- Musimy zacząć solidnie trenować, jeśli chcemy zdobyć odznakę oraz wygrać pokazy. - zmotywowałam drużynę. Dając im przykład ruszyłam biegiem niczym zawodowy biegacz walczący o złoty medal.




- Pojedynek pomiędzy Violą - liderką sali w Santalune a Laurą Sycamore z miasta Lumoise został rozpoczęty. W bitwie używamy tylko dwóch Pokemonów. Wyłącznie wyzywający może zmieniać swoich podopiecznych w czasie walki. - wytłumaczyłam panujące zasady ustalone przez liderkę Alexa. Jej mała Helioptile zapiszczała wesoło kilka razy zachęcając do ciekawej walki.
- Zmiażdż ją! - krzyknęła Riley pokazując kciuki uniesione wysoko. Posłałam jej pewny siebie uśmiech. Ta walka była początkiem mojej prawdziwej podróży po Kalos oraz znacznym krokiem w stronę mojego największego marzenia, czyli zostania Mistrzynią Pokemon w swoim rodzinnym regionie. Na samą myśl o zdobyciu pierwszej odznaki na buzi pojawił się wielki uśmiech.
- Zaraz pozbędę się twojego uśmieszka. - oznajmiła Viola rzucając czerwono - białą kulę w górę. Z Pokeballa wyleciał śliczny motyl o magicznych różowych skrzydłach. Zeskanowałam go natychmiast Pokedexem:


Vivillon - Pokemon motyl. Jego wzór skrzydeł zależy od miejsca, w którym przebywał. Rozprzestrzenia swoje łuski, aby uspokoić ducha walki przeciwnika. Jest odpowiedni dla początkujących trenerów. Najczęściej można go spotkać przy zbiornikach wodnych.



- Fennekin. - wybrałam swoją podopieczną, która nie ukrywała zadowolenia na swojej buzi. Jak to bywa w jej nawyku posłała przeciwnikowi obojętne spojrzenie. - Miotacz Płomieni!
- Psychiczny Promień.
Fala ognia została wytworzona przez Megan. Wypuściła ona ognisty podmuch w stronę motyla, który zręcznie omijał ciosy. W końcu Vivillon zaczął wytwarzać różowe kulki. Po kilku sekundach przemieniły się w różowy promień z tęczowymi dodatkami. Riley wstała, aż z miejsca siedzącego, aby móc zobaczyć piękny atak motyla. Na szczęście Fennekin odskoczyła od serii ciosów, aby ponownie zaatakować falą ognia. Ciosy spotkały się na środku boiska. Oba Pokemony nie chciały ustąpić pokazując swoją siłę.
Ta sytuacja przypomniała mi wczorajszą walkę z Mei. Na samym początku starcia Oshawotta z Fennekin przedstawili niezły pokaz siły. Powodowało to niezły wysiłek ze strony obu Pokemonów. Postanowiłam zastosować podobną taktykę co wczoraj z małym szczegółem, że motyl nie posiadał żadnej, śnieżnobiałej muszelki.
- Skacz!
Megan posłusznie wykonała polecenie. Uderzyła mocnym Miotaczem Płomieni w zaskoczonego Vivillona powodując małe zachwianie u przeciwnika.
- Całkiem nieźle. - przyznała Viola. - Podmuch Wiatru.
- Stalowy Ogon.
Porywisty podmuch wiatru uniemożliwił mojej podopiecznej wykonania następnego ruchu. Megan z całych sił próbowała utrzymać się przed nawałnicą powietrza utrzymując równowagę, aby nie polecieć do tyłu. Przeszkadzał jej w tym drobinki pisku znajdujące się na boisku.
- Zaczep się pazurami. - poleciłam. Miałam nadzieję, że przez ten wiatr usłyszała moje polecenie.
- Dodaj do tego ruchu Usypiający Proszek. - zaleciła Viola. 
Zdałam sobie sprawę, że znajduję się w beznadziejnej sytuacji, kiedy do podmuchu wleciał ciemnozielony proszek powodując u mojej Fennekin szybkie zaśnięcie.
- Stawaj! - prosiłam ją. Moja podopieczna spała w najlepsze.
- Słoneczny Promień.
Na skrzydłach motyla pojawiły się promienie słoneczne. Żółte kulki utworzyły się wokół Vivillon, aby przekształcić się w oślepiający blask. Megan znalazła się w samym zasięgu zabójczej broni. Po chwili usłyszałam werdykt, który sprawił, że straciłam pewność siebie. 
- Fennekin jest niezdolna do walki. - oznajmiła Alexa.
Popatrzyłam na moją śpiącą towarzyszkę pustym wzrokiem. Myślami byłam daleko od pola walki zastanawiając się jak mogłam dopuścić do tak szybkiej porażki. Gdybym wymyśliła odpowiednią taktykę to pokonałabym Pokemona blondynki.
- Laura. - potrząsnęła mną delikatnie Alexa. - Wszystko w porządku? Pytam cię od kilku minut czy wystawisz kolejnego stworka?
- Tak. - ogarnęłam się. - Ninja. Twoja kolej. - powiedziałam nie pewnym głosem. Froakie popatrzył na mnie zdziwiony wzrokiem.

Ninja

Wszedłem na boisko pewnym krokiem, aby swoim nastawieniem zmotywować swoją trenerkę. Chciałem jej pokazać moją ogromną siłę oraz wolę walki. Nie boję się małego, różowego motylka, którego z łatwością wdepczę w ziemię.
Wszyscy czekali na pierwszy ruch Laury zaczynającą kolejne stracie. Spojrzałem na nią zdziwonym wzrokiem. Po jej minie stwierdziłem, że znajdowała się daleko myślami od pola bitwy. Wkurzyłem się. Z takim nastawieniem nigdy nie zajdziemy daleko jako przyszli zwycięzcy Ligii Kalos. Wytworzyłem w łapkach jasnoniebieską kulę energii, którą rzuciłem w trenerkę.
Wydała z siebie bolesny jęk. Moc uderzenia była tak silna, że upadła na ziemię. Wstała masując miejsce, gdzie zaczynają się plecy. Obdarzyła mnie piorunującym wzrokiem. 
- Czasami mam Ciebie dosyć. - wyznała.
- Żartujesz?! - zdenerwowałem się. - To ja tu odstawiam najważniejszą część zadania. Może okazałabyś cień szacunku i była skoncentrowana na walce, a nie nad tym zielonym warzywem Hau. - przypomniałem jej.
- Co ty tam marudzisz pod nosem? - spytała zirytowana moim zachowaniem.
- Walczymy? - wkurzyłem się. - Pamiętaj o naszym wspólnym marzeniu zdobycia tytułu Mistrzów Kalos. Do cholery, ogarnij się! 
Galia obdarzyła mnie złowrogim spojrzeniem. Odwzajemniłem się tym samym. Popatrzyłem na trenerkę wzrokiem bez żadnego cienia litości. Zobaczyłem to w jej oczach. Iskierkę zwycięstwa.
- Puls Wodny!
- Psychiczny Promień!
Wytworzyłem największą kulę energii w życiu. Była dwa razy większa niż zazwyczaj. Włożyłem wiele wysiłku, aby zrobić taką broń. Czułem w swoim ciele niezwykłe ciepło spowodowane nagłą zmianą trenerki. Byłem zmotywowany do pokonania przeciwnika za wszelką cenę.
Vivillon wytworzył różowy promień z kolorowymi znaczeniami. Spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem przepełnionym całkowitym znudzeniem. W końcu wycelował we mnie promieniem. Trzymając w łapkach kulę czekałem na odpowiedni moment.
- Teraz!
Wyrzuciłem niebieską kulę prosto w motyla, regenerował siły przed kolejnym atakiem. Spowodowało to mały wybuch. Vivillon zatoczył się kilka razy próbując utrzymać równowagę.
- Trzymaj się! - krzyknęła Viola. - Słoneczny Promień.
- Podwójny Zespół! Potem Puls Wodny!
Z całych sił próbowałem stworzyć jak najwięcej swoich kopii. Udało mi się zrobić dwanaście klonów. W idealnym momencie Vivillon resztą sił zbierał swoją enegię, aby użyć swojego najmocniejszego ruchu. Wokół niego zaczęły krążyć żółte kulki. Tymczasem moje klony wytwarzały Puls Wodny.
Oślepiający blask słonecznego Promienia spowodował zniszczenie wszystkich kopii. Zapomniał tylko o ważnym szczególe. Prawdziwy Ninja krył się za plecami przeciwnika. Widziałem w oczach wroga zdziwienie. To był decydujący moment. Rzuciłem w niego niebieską kulą powodując mocne lądowanie oraz ogromny wybuch.
- Vivillon jest niezdolny do dalszej walki. - oznajmiła Alexa.
- Brawo, Ninja! - zachwyciła się moja trenerka.
- Mam jeszcze jednego Pokemona. - przypomniała uśmiechnięta Viola rzucając w powietrze czerwono - białą kulę. Wyskoczył z niej mały, jasnoniebieski nartnik z żółtą antenką na główce. Laura korzystając z okazji zeskanowała go Pokedexem:


Surskit - Pokemon nartnik. Wydziela z czubków nóg olej, dzięki któremu potrafi się ślizgać na wodzie jak na lodowisku. Zamieszkuje duże zbiorniki wodne. Jest bardzo wesoły oraz przyjacielskim stworkiem.




- Zaczynamy! - krzyknęła blondynka. - Malowniczy Promień Sygnału!
Jego żółta antenka zaiskrzyła się różowymi promyczkami. Po chwili wyleciał z niego kolorowy laser.
- Unikaj.
Zręcznie odskoczyłem od pola rażenia. Niestety nie przewidziałem, że Surskit będzie posiadał tak wielką moc, aby poruszać siłą swojego promienia. Przeszła mnie fala ciepła powodując przesunięcie się o kilka metrów. Kiedy morderczy atak ustał padłem na ziemię bardzo zmęczony.
- Froakie jest...
Nie mogłem się poddać. Chciałem zdobyć pierwszą odznakę za pierwszym razem. Jak prawdziwy twardziel.
- Jesteś niesamowity!  - pochwaliła mnie trenerka. - Bąbelki!
- Ochrona!
Wyskoczyłem wysoko w powietrze. Wziąłem głęboki wdech i posłałem serię bąbelków w stronę nartnika. Ten uniknął ciosu za pomocą jasnoniebieskiej tarczy.
- Lodowy Promień!
Z antenki wyleciał śnieżnobiały promień. Próbował on zamrozić moje łapki.
- Bąbelki!
Wypuściłem w jego stronę bąbelki, które pod wpływem mroźnego promienia zamarzły. Upadły na ziemię odbijając blask słońca w swoich krystalicznych odbiciach.
- Doskonale. - powiedziała moja trenerka. Nie popierałem jej entuzjazmu nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. - Użyj Frąbelków, aby wziąć największą kulę. - pokazała na zamrożony bąbelek. Posłuchałem jej polecenia lekko głowiąc się nad tego sensem.
- Malowniczy Promień Sygnału!
- Rzuć w niego kulą!
Zrozumiałem zamierzenia Laury. Wziąłem Frąbelek do łapek i zacząłem wprawiać ją w ruch jakbym przygotowywał się do rzutu dyskiem. W końcu wypuściłem kulę, która z niebywałą prędkością poleciała na Surskita. Próbował obronić się promieniem, ale moc bąbelka rozdzieliła pocisk. Siła była niezwykła. Tabuny kurzu wzniosły się w powietrze, a porywisty wiatr uniemożliwił zobaczenie czegokolwiek.
- Susrkit jest niezdolny do walki.
Padłem na ziemię z wycieńczenia. Jednak zamiast okropnego bólu odczuwałem niesamowitą radość. Trenerka wzięła mnie w ramiona i mocno przytuliła.
- Wygrałeś! Jesteś cudowny!
- Gratulację. - powiedziała Viola wręczając ciemnozieloną odznakę w kształcie żuka.

- Ninja. Wiesz co to oznacza? - spytała się Laura chowając odznakę w specjalnej szkatułce. - Dzisiaj zaczęliśmy naszą drogę do marzeń. Do zostanie Mistrzami Kalos.


Hej :)
Przepraszam za rozdział. Wiem, że wyszedł na niskim poziomie. Nie był wcale długi, a walka pewnie Wam się nie spodobała. :/. Następny będzie o wiele lepszy :). Proszę tylko o wyrozumiałość.














poniedziałek, 19 września 2016

sobota, 17 września 2016

Rozdział piąty - Shake, shake, shake, shake, shake it off

- Jak się spisuję mój uczeń? - spytał surowym tonem mistrz. Nie słysząc od dłuższego czasu odpowiedzi zgromił swojego szpiega bezlitosnym wzrokiem wprawiając go w stan przerażenia. Czuł się małą, bezlitosną ofiarą nie mającą szansy uciec przed nieuniknioną śmiercią. - Czy mój uczeń dobrze się sprawuję? - wyszeptał mu swoim lodowatym głosem do ucha. Ciarki przeszły po plecach szpiega. Modlił się w duchu, aby przeżył to spotkanie z szefem. 
- Nie. - wyjąkał. - Wydaję się lekceważyć zadanie poprzez zaprzyjaźnianie się z każdą napotkaną osobą.
Mistrz uśmiechnął się szyderczo. Zaśmiał się głośnym, szczerym śmiechem. Szpieg nie wiedział czy ten śmiech czy szeptanie do ucha było gorszym przeżyciem.
- Moja szkoła. - powiedział z lepszym humorem. - A ty co tu tak stoisz? - zwrócił się gniewnie do podwładnego. - Wynocha wykonywać zadanie inaczej skrócę się o głowę.
- Tak, panie. - ukłonił się niezdarnie i wybiegł z sali w podskokach. 
Mistrz za to posiadał szampański humor.

Laura

- Ninja. - stęknęłam z bólu. Wykonywaliśmy razem poranną gimnastykę przy pięknym wschodzi słońca. Brzoskwiniowa kula leniwie przesuwała się po jasnoróżowym niebie rzucając promienie słoneczne na krystalicznie czyste tafle wody. Dawało to magiczny efekt załamania się kolorów na falującym morzu. Wzięłam głęboki wdech. Jód dobrze zrobi mi na zdrowie. Morska bryza delikatnie łaskotała moje ciało.
Poranne ćwiczenia sprawiały mi wszelakie trudności. Byłam osobą niezwykle leniwą, a zmuszanie mnie do jakiejkolwiek formy ruchu graniczyło z cudem. Dzisiaj był wyjątkowy trening - przy wschodzie słońca. Stanowiło to pewną formę relaksu, która dodawała mi motywacji do dawania z siebie sto procent. Przepiękny widok uspokajał  również wewnętrznie. Jakby moje treningi odbywały się codziennie na tej plaży to schudłabym z dziesięć kilogramów w ciągu paru miesięcy.
Ten wspaniały klimat pozwalał też nad zastanowieniem się nad wczorajszym dniem. Tyle emocji przemknęło mi przez palce: straszna przeszłość, wspomnienie z dobrych chwil mających duży wpływ na moje życie, nowy członek drużyny, spotkanie z chłopakiem sprawiającym swoim uśmiechem, że traciłam rozum oraz zobaczenie się ze starymi przyjaciółkami. To wszystko wydarzyło się jednego dnia.
- Fro..kie! - powiedział z nadętą miną. Ninja wyraźnie się obraził, kiedy odpłynęłam z krainę marzeń zapominając o ćwiczeniach.
- Kto będzie ostatni w wodzie, ten baba! - wrzasnęłam wesoło rzucając w niego moimi szarymi spodenkami. Od początku byłam przygotowana na kąpiel w morzu, a idealny czas wydawał się po treningu, kiedy bardzo się spociłam. Żaba obdarzyła mnie oburzonym wzrokiem, ale szybko załapała moje słowa wskakując pierwszy do wody. Zamknął oczy. Dał się pochłonąć przyjemnym, zimnym falom. Gorzej było ze mną. - Zimna! - oznajmiłam. Szybko wyskoczyłam z morza przed niebezpieczeństwem.
- Froakie! -  zaśmiał się.
- Tobie to łatwiej, ponieważ jesteś wodnym Pokemonem. - zauważyłam.
Cofnęłam się o kilka metrów. Wzięłam rozbieg i skoczyłam jak najdalej. Teraz posłużę się matematyką do opisu bliskiego kontaktu z wodą: nastolatka z lekką nadwagą plus skok na bombę równa się gwałtowne fale oraz ból tyłka do kwadratu. Ninja przestraszony nagłym tsunami popłyną jedną falą prosto na brzeg plaży.
- Froakie. - zajęczał z bólu.
- Przepraszam. - wyznałam. - Ostatni raz zrobię taką niebezpieczną rzecz. 
Popłynęłam na troszeczkę głębszą wodę sięgającą mi do ramion. Mój podopieczny płynął sobie spokojnie za mną ciesząc się upragnionym odpoczynkiem.
- Mam nadzieję, że Galia daję sobie radę sama w pokoju. - zmartwiłam się. - Potrzebuję dużo czasu, aby otrząsnąć się z tego przeżycia. Niepokoję się również o Megan. Zgodziła się pójść z nami na trening, ale spodziewałam się od niej pewnego zaangażowania w sprawie współpracy. Widocznie jeszcze nie przyzwyczaiła się do naszej drużyny. Pokemonom wujka również przydałby się ruch. - zauważyłam, że wodny starter nie słuch co do niego mówię. Ochlapałam go wodą. Obdarzył mnie ironicznymi spojrzeniem i odpłynął w inne miejsce. Postanowiłam spokojnie popływać bez żadnych stworków rzucających fochy na lewo i prawo.
Zaczęłam rozmyślać o swojej Fennekin. Miałam ją od niedawna, a w środku czułam jakby była dla mnie obcym Pokemonem. Doskonale wiedziałam, że zachowuje wobec mnie chłodne stosunki oraz pewien dystans. Wykonywała posłusznie wszystkie moje plecenia, ale nie objawiała żadnego zainteresowania wspólnym treningiem. Sama wyznaczała odpowiednią porę na ćwiczenia wymykając mi się z Pokeballa i znikając na kilka godzin w celu zaczerpnięcia samotności. Czasami zastanawiałam się czy na pewno do siebie pasujemy. Trenera i Pokemona powinna łączyć więź, która umożliwiała lepsze wyniki w kontaktach i walce. Megan i ja natomiast stanowimy parę znajomych na samotnej wyspie nie wykazującej żadnej ochoty na współpracę ze strony drugiej osoby w celu dopłynięcia do lądu.
Moje rozmyślenia zajęły mi sporo czasu, ponieważ pokonałam spory odcinek. W pewnym momencie dostałam przerażającego skurczu stopy. Palce u nogi skrzyżowały się powodując okropny ból. Każdy ruch nogą wypisywał mi grymas cierpienia na twarzy. Próbowałam stanąć na dnie, ale znajdowałam się na bardzo głębokiej wodzie. Zaczęłam powoli tracić siły. Czułam, że morze staję się moim wrogiem, a nie przyjacielem.
Zdałam sobie sprawę, że zaczynam się topić. Przez mój umysł przeleciało wiele wspomnień! Przestraszona nagłą wizją śmierci rzucałam się na wszystkie strony, aby móc utrzymać się jak najdłużej na powierzchni. Pochłonięta próbą ratowania życia dopiero po chwili poczułam wyraźny uścisk na moich ramionach.
Wielki nietoperz z regionu Kalos zacisnął najdelikatniej jak potrafił swoje tylne łapy na moich barkach. Przestałam się szamotać na wszystkie strony, kiedy zobaczyłam, że Pokemon wzbija się w powietrze. Odetchnęłam z wyraźną ulgą. Znajdowałam się kilka metrów nad wodą. Nietoperz posłusznie odstawił mnie na plaży.
- Hej! - krzyknęła kobieta z pięknymi brązowymi włosami.
Padłam na ziemię zdyszana z powodu wcześniejszego wysiłku. Wyplułam z ust sporą część połkniętą wody. Czułam się okropnie jakbym miała w każdej chwili wydostać swoje płuca i serce na światło dzienne. 
Wielki nietoperz wpatrywał się we mnie z uważną ciekawością. Do momentu, kiedy przyleciał olbrzymi, dobrze mi znany smok, który ostrzegawczo ryknął w stronę Pokemona - bohatera dając mu wyraźny znak, aby się odsunął. Mój wybawca nie stwarzał oporu i przeszedł kilka metrów pod czujnym okiem Garchompa. Smok wujka przyjaźnie otarł się o mój policzek wyrażając swoje zmartwienie i wyraźną ulgę.
Następnie rzucił się na mnie zdenerwowany Froakie. Zaczął robić mi wywód na temat mojego nieodpowiedniego zachowania. Na końcu szczęśliwa przytuliłam go. Zarumienił się jak burak, kiedy wzruszyłam się faktem, że się o mnie martwił.
Podbiegła do mnie młoda kobieta z pięknymi brązowymi włosami. Miała piękne jasnozielone oczy, jasną karnację oraz modną fryzurę popularną w Kalos. Była ubrana w bordowo-czarną bluzkę z białym kołnierzykiem oraz rękawkami, szare spodnie oraz brązowe buty. Przy jeansach miała ciemnobrązową nerkę z kieszonkami na Pokeballe. Na niej siedział Helioptile taki sam jakiego posiadał Joe. W rękach trzymała moją Fennekin, a koło niej latała spanikowana Fletchling. 
- Garchomp. - próbowałam wydostać się z mocnego uścisku. - Udusisz mnie!
Smok zawstydzony nagłym przypływem czułości wypuścił mnie z objęć umożliwiając wzięcie porządnego oddechu. Straciłam szybko równowagę, ale dzięki szybkiej reakcji nieznajomej udało utrzymać mi  się na obolałych nogach.
- Powinnaś odpocząć. - stwierdziła tonem nie znoszącego sprzeciwu.
- Jestem za. - wyznałam. - Jak to się stało? To pani Pokemon. - pokazałam na nietoperza rzucającego groźnie spojrzenia ze smokiem wujka Sycamore.
- Jestem Alexa. - odparła. - Twój Fennekin zawiadomił mnie o zagrożeniu. Zabrała mi zeszyt z ważnymi notatkami. Później zobaczyłam Fletchlinga krążącego od paru minut w jednym punkcie. Wtedy zobaczyłam Ciebie. - oznajmiła. - Wybrałam mojego Noiverna, aby uratował cię przed utonięciem. Kiedy bezpiecznie dotarłaś na brzeg mały lisek zniknął mi z oczu. Wrócił z wkurzonym Garchompem.
Zamurowało mnie.
Megan okazała się najbardziej ogarniętą istotą w grupie. Potrafiła zachować zimną krew, aby wezwać pomoc. Byłam jej bardzo wdzięczna. Dzięki temu otwarła swoje serce na moją miłość. Nigdy jej tego nie zapomnę.
- Fennekin. - spojrzałam jej w oczy. Były w nich iskierki obojętności. - Kocham Cię.
Przytuliłam ją mocno do siebie. Megan zdziwiona nagłym objawem miłości, nie wiedziała jak miała zareagować. Odwzajemniła tylko uścisk merdając wesoło puszystym ogonkiem. Czułam, że w niej runął mur zaczynający naszą przyjaźń. Teraz zaczął się nowy rozdział w naszej relacji.
- Chodź. - objęła mnie przyjaźnie Alexa. - Odprowadzę cię do Centrum Pokemon. Musisz porządnie odpocząć.
- Dziękuję. 
Schowałam Garchompa i Fletchlinga do Pokeballów i oddałam je siostrze Joy. Wymieniłam z Alexą numery telefonu. Obiecała, że zapozna mnie z interesującą osobą, kiedy wspomniałam jej o mojej podróży po Kalos.



Najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi do pokoju wynajmowanego od pielęgniarki. Galia z niecierpliwością wyczekiwała mojego powrotu rzucając mi się na szyję. Opisała mi, że miała okropny koszmar ze mną w roli głównej. Widziała mnie jak tonę oraz wzywam pomoc. Nie miałam serca jej uświadamiać o realizmie snu. I tak już przeszła o wiele za dużo.
Wzięłam krótki prysznic i przebrałam się w moją ulubioną jednoczęściową piżamę w Eevee. Uwielbiałam tego Pokemona. Posiada on bardzo uroczy wygląd oraz milusiński temperament. Do tego może ewoluować jedną z ośmiu form. W dzieciństwie zawsze chciałam stworzyć zespół Eevee. Pragnęłam posiadać większość ewolucji. Nie skreśliłam swojego marzenia, ale nadal wierzyłam w jego powodzenie. Kto wie może będę miała w zespole słodkiego liska? Ewentualnie dwa...
Łóżko wydawało się najwygodniejszym miejscem na świecie. Wtuliłam się w świeżą, miękką żółtą pościel z różowymi kwiatkami. Zegar wskazywał piątą czterdzieści. Idealny czas, aby uciąć sobie drzemkę przed kolejnym treningiem, ale tym razem z Pokemonami. Podopieczni byli tego samego zdania. Galia zasnęła na drugiej części łóżka przykrywając się szczelnie kołdrą. Ninja rozwalił się na samym środku niczym prawdziwy król. Megan zwinęła się w kłębek pochrapując cichutko obok Kirlii. 
Nie pamiętam nawet, kiedy zasnęłam.

- Pobudka, śpiąca królewno. - wrzasnęła mi do ucha trzynastoletnia Mei. Zerwałam się z łóżka niczym profesjonalny skoczek. Przy okazji zaplątałam się w pościel sprawiając, że wszyscy moi podopieczni podzielili mój los spadając na ziemie z małą różnicą miękkiego lądowania na mnie. Zgromiłam moją przyjaciółkę wzrokiem. Dziewczyna zbytnio nie przejęła się grymasem zirytowania na mej buzi. - Jest ósma rano. Odpowiedni czas, aby potrenować przed turniejem. Masz ochotę na pojedynek?
- Za tą pobudkę gwarantuję ci, że porządnie skopię ci tyłek. - oznajmiłam.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Czekam na Ciebie w stołówce. - powiedziała zamykając za sobą drzwi.
Z zrezygnowaną miną wstałam z podłogi i leniwym krokiem poszłam do łazienki, aby porządnie się ogarnąć. Kilkadziesiąt minut później kończyłam przepyszne śniadanie w towarzystwie przyjaciół. Humor bardzo mi się poprawił. Ciągłe śmiechy oraz wygłupy wybiły mi z głowy wcześniejsze wydarzenia.
- To może mała walka. - przypomniała swoją ofertę podekscytowana Mei, kiedy odbierałam resztę Pokemonów od siostry Joy. - Przegrana stawia wszystkim shake owocowe.
Riley, Nate i Aika wydali z siebie radosne okrzyki. Spojrzałam wyzywająco na trzynastolatkę.
- Stać cię  na tyle shaków? - spytałam z widocznym rozbawieniem w głosie. Przyjęłam wyzwanie. - Dwa na dwa?
- Jasne. - wybiegła z Centrum Pokemon ustawiając się na zwykłym boisku treningowym gotowa użyć swojego wodnego bobra do walki.
- Mam lepszy pomysł. - zawołałam. - Plaża wydaję się być fajniejszym miejscem na stocznie pojedynku.
- Będę sędzią. - zaoferował Nate.
- Dobra. - odpowiedziałam równocześnie z Mei, kiedy ustawiłyśmy się na wyznaczonych miejscach. Bryza morska ochładzała nasze ciała przed przyjemnymi promieniami słonecznymi. Piasek delikatnie łaskotał moje stopy. Froakie rwał się do walki z wodnym starterem z Unovy. Widocznie chciał mu pokazać swoją siłę i umiejętności. Galia przestraszona nadchodzącą walką schowała się za moimi nogami.
- Spokojnie. - podniosłam ją na duchu. - Nie musisz walczyć, jeśli nie chcesz. Idź do dziewczyn. - pokazałam na odpoczywające na jasnozielonym kocyku Riley i Aikę. Galia z nieśmiałym uśmiechem na twarzy poszła do moich znajomych.
- Wygraj z wielką klasą. - usłyszałam w myślach.
- Wygram z zamkniętymi oczami. - odpowiedziałam jej.
- Gotowe do walki? - spytał nastolatek.
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, kiedy przeciwniczka wystawiła swojego wodnego startera. Korzystając z okazji skanowałam go Pokedexem:


Oshawott - Pokemon bóbr. Ma jasnoniebieski kaftanik z muszelką na środku, której może używać w czasie walki. Jest bardzo wesołym stworkiem spotykanym najczęściej w zbiornikach wodnych. Ze względu na jego przyjacielski charakter został wybrany na startera w regionie Unova.

Mój Ninja wyrywał się do walki posyłając spojrzenia, kiedy w końcu miał zacząć. Nie chciałam, jednak na początku wystawić mojego startera na pojedynek tylko innego podopiecznego.
- Pokaż się. 
Na boisku ukazała się Megan lekko zdziwiona zaistniałą sytuacją. Szybko, jednak zrehabilitowała się, żeby obdarzyć startera z Unovy obojętnym wzrokiem z iskierkami wyższości.
- Strumień Wody!
- Miotacz Płomieni!
Z pyszczków obu Pokemonów wyleciały woda i ogień. Spotkały się na środku boiska tworząc parę wodną. Stworki nie chciały przestać ataku dopóki przeciwnik nie okaże słabości. Raz przewagę miała Fennekin, kolejny raz Oshawott.
- Wytrzymaj.
- Dasz radę! - motywowałam ją.
Nieustanny atak trwał kilka dobrych minut. Żaden ze stworków nie chciał odpuścić. Wiedziałam, że z każdą sekundą ciosy stają się coraz mniej efektywne. Zauważyłam, że moja Megan ciężko oddycha.
- Skacz! - krzyknęłam.
Fennekin odbiła się od ziemi z widoczną gracją Wypuściła kolejną serię ognistego podmuchu prosto na zdezorientowanego Oshawotta.
- Ochroń się za pomocą muszelki!
Stworek zasłonił się zwykłą muszelką unikając fal ciepła. Zdziwiona Megan wróciła na ziemię lekko zawiedziona swoim ostatnim ciosem. Widać było, że włożyła w niego wiele sił. 
- Atak Ostrej Muszli!
Oshawott rzucił swoją ulubioną rzeczą w powietrze. Wymieniłam z Fennekin zdziwione spojrzenia. Czekałyśmy na rozwój wydarzeń nie rozumiejąc mocy ataku. Mei przybrała dumną pozę. Posłała mi chytry uśmieszek. Zaczęłam się rozglądać po pięknym błękitnym niebie szukając muszelki. Niestety światło słoneczne całkowicie utrudniało mi to zadanie. Po chwili usłyszałam świst oraz cichy jęk Megan. Została uderzona muszelką z zaskoczenia, a Oshawott złapał ją w locie. Muszelka wraca do bobra niczym bumerang.
- Drapanie.
- Unikaj jej ciosów za pomocą muszelki. 
Fennekin zadawała ciosy swoimi krótkimi, pazurkami, ale ataki były niwelowane przez śnieżnobiałą tarczę Oshawotta nie pozostawiając na niej najmniejszej rysy.
- Nie przestawaj.
Lisek zaczął drapać z coraz większą szybkością wymuszając na przeciwniku ciągły ruch. Bóbr z każdą minutą tracił werwę.
- Stalowy Ogon!
- Strumień Wody!
Puszysty ogon Fennekin zabłysnął metalicznym połyskiem. Megan chciała uderzyć przeciwnika z góry swoim ogonkiem, ale olbrzymi strumień wody sprawił, że poleciała w powietrze.
- Atak Ostrej Muszli!
Muszelka z niezwykłą prędkością leciała w ognistego startera.
- Odbij ją za pomocą Stalowego Ogona!
Uderzyła muszelką z całych sił swoim ogonem. Wylądowała ona niedaleko Oshawotta. Na szczęście nic mu się nie stało. Pędząc z tak zawrotną prędkością mogła wyrządzić wiele krzywd. Fennekin bezpiecznie wylądowała na ziemi.
- Przyciąganie.
Megan mrugnęła uwodzicielsko w stronę bobra. Wokół niej pojawiły się małe, różowe serduszka, które otoczyły podopiecznego Mei. Wodny starter wpadł w urok. Jego oczy przybrały kształt serc powodując całkowite zauroczenie.
- Miotacz Płomieni!
- Samuraj. - powiedziała bezsilnie właścicielka startera z Unovy. - Użyj muszelki przed obroną!
Niestety bóbr nie wykonał polecenia wpatrując się maślanymi oczkami w Megan. Ta zaatakowała go mocnym ognistym ciosem.
- Oshawott jest niezdolny do walki. - oznajmił Nate, kiedy fala ciepła zniknęła ukazując zmęczonego stworka. Mei wzięła swojego podopiecznego w ramiona i oddała pod opiekę Riley i Aiki.
- Niezły początek. - dodała. - Czas na mojego drugiego Pokemona! Servine!
Na boisku pojawił się lekko zmieszany zielony wąż. Byłam ciekawa jaką taktykę obrała trzynastolatka wybierając Pokemona trawiastego przeciwko ognistemu. Korzystając z okazji zeskanowałam go Pokedexem:


Servine - Pokemon wąż. Stworek jest bardzo szybkim oraz przebiegłym przeciwnikiem. Trudno zdobyć jego zaufanie, ale gdy się to osiągnie to staję się bardzo wiernym i oddanym towarzyszem. Jest wyższą formą Snivy.

- Stalowy Ogon!
Moja podopieczna biegła z zawziętą miną w stronę przeciwnika. Mei nie wydała żadnego polecenia swojemu Servine. Wydawało się to trochę podejrzane. W momencie, kiedy ogon Megan zaświecił się metalicznym blaskiem trzynastolatka krzyknęła:
- Przyciąganie.
Tym razem to Servine posłał uroczy uśmiech w stronę Fennekin. Kilkanaście serduszek otoczyło moją podopieczną sprawiając zauroczenie po uszy w zielonym stworku. 
- Burza Liści!
Wir małych zielonych listków pochłonął Megan otumanioną miłością. Była w nim przez dłuższy czas. Kiedy małe tornado ustało lisek padł na ziemię.
- Fennekin niezdolna do walki. - oznajmił Nate.
Schowałam podopieczną do kuli dziękując za wspaniały pojedynek.
- Teraz pora na... - chciałam wybrać mojego startera, kiedy z Pokeballa wyleciała mała Fletchling. Spojrzała na mnie zdeterminowanym wzrokiem, który z połączeniem jej słodkiego wyglądu sprawił, że nie mogłam jej odmówić walki.
- Dzikie Pnącza! - zaczęła bez ostrzeżenia Mei.
- Unikaj. W odpowiednim momencie użyj Stalowego Skrzydła.
Servine wyrosły pnącza. Próbował nimi uderzyć ptaka, który zręcznie unikał. W końcu wzbiła się wysoko w powietrze ze lśniącymi skrzydłami w promieniach słonecznych. Utworzyła porywisty wiatr. Trawiasty starter trzymał się dzielnie.
- Przeskocz nad nią za pomocą Dzikich Pnączy!
Pokemon posłusznie wykonał polecenie przeskakując nad zdezorientowaną Fletchling. Na końcu zadał jej mocny cios pnączem. Moc uderzenia była tak silna, że ptak wpadł do morza z pluskiem.
Wszyscy zamarli.
- Fletchling! - krzyknęłam przerażona. Pobiegłam w stronę morza. Nagle zobaczyłam jasnoniebieskie światło wydobywające się z wody. Z tafli morza wyleciała śliczna, wyższa forma Fletchlinga. Natychmiast zeskanowałam ją swoim Pokedexem:


Fletchinder - Pokemon ognisty ptak. Ze względu na swój przyjacielski temperament nadaję się znakomicie dla początkujących trenerów. W walce staję się zawziętymi i trudnym do pokonania przeciwnikiem. Żywi się jagodami oraz małymi robakami. Ewoluuję z Fletchlinga.

- Wspaniale! Ewoluowałaś! - pochwaliłam ją. - Wujek będzie z Ciebie dumny.
- Fletchinder! - zaskrzeczała wesoło. 
- Ostry Liść! - przypomniała Mei o trwającej bitwie wydając polecenie swojemu podopiecznemu.
- Unikaj.
Wirujące ostre liście leciały w ptaka, który zręcznie je omijał wykonując najróżniejsze akrobacje w powietrzu.
- Przyciąganie. 
- Kurde. - zaniepokoiłam się. - Może się powtórzyć sytuacja z Fennekin. Podwójny Zespół!
Kilkanaście kopi  otoczyło Servine, który posyłał serduszka wszystkim klonom Fletchinder. Wpadłam na pewien pomysł.
- Nitroładunek.
Kopie ogłupiałe zauroczeniem zaczęły znikać. Myślałam, że to już koniec walki, kiedy moja Fletchinder otoczyła się w ognistej kuli atakując trawiastego stworka z tyłu.
- Złap ją Dzikimi Pnączami!
Pokemon oplótł się z grymasem na twarzy wokół ptaka. Fletchinder pod wpływem ciężaru wpadła ponownie do morza razem z Servine. Oboje natychmiast wypłynęli na powierzchnię. Schowałyśmy naszych podopiecznych w kulach nie chcąc ich już więcej męczyć.
- Remis. - oznajmił Nate.
- To była wspaniała walka. - oznajmiłam, kiedy podałam mojej przyjaciółce rękę. Uścisnęła moją dłoń z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Musimy to powtórzyć. - stwierdziła.
- Z pewnością.
- Hej! - krzyknęła oburzona Riley. - Co z naszymi shakami?!
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Laura! - krzyknęła moja znajoma. Razem z nią szła inna dziewczyna. 
- Alexa. - ucieszyłam się. - Co u Ciebie?
- Wszystko w porządku. - oznajmiła. - Widziałam twoją walkę. Chciałabym przedstawić ci moją siostrę.
Siostra Alexy była do niej bardzo podobna. Miała blond włosy związane w kucyka białą kokardą, jasnozielone oczy oraz jasną karnację. Była ubrana w biały podkoszulek, szare spodnie i sportowe buty. Na lewej ręcę miała jasnozieloną bransoletkę, a na szyji zawieszony profesjonalny aparat. Wydawała mi się znajomą osobą.
- Jestem Viola. - przedstawiła się. - Liderka sali w mieście Santalune. Z przyjemnością stoczę z Tobą bitwę o odznakę. Moim podopiecznym przyda się porcja ruchu po długiej przerwie...
Byłam podekscytowana podobnie jak Ninja. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. W końcu stanę na pojedynek o pierwszą odznakę...




Hej :) Jak się wam podoba rozdział? 
Ja jestem z niego bardzo zadowolona :). Dziękuję z całego serca z 2000 wyświetleń. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :). Kolejny rozdział w następnym tygodniu.